To u nich rodzinne – Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie
W tym odcinku panuje prawdziwie rodzinna atmosfera. Okrężną drogą przez warszawski Żoliborz docieramy do muzeum, którego kolekcję budowały kolejne pokolenia rodziny Przypkowskich - Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie. Oprócz rodzinnych pamiątek i niezwykle bogatego zbioru starodruków w muzeum prezentowana jest kolekcja przyrządów astronomicznych i zegarów słonecznych, jedna z trzech największych na świecie.
Ostatnio sporo słucham radia. I jest to radio trochę nowe – ruszyło na początku stycznia (2021 roku), a trochę stare, bo tworzy je ekipa dobrze znanych radiowych osobowości, która przeniosła się po prostu pod inny adres. I teraz mówią, że tu skąd teraz nadają jest najlepszy radiowy adres na świecie. Potraktowałam sprawę dosłownie. Radio 357 nadaje z budynku, w którym mieści się Teatru Komedia, na Żoliborzu w Warszawie. I przychylam się do reakcji, które zebrały zdjęcia na profilu radia, że to piękna sceneria.
Budynek, a właściwie cały kompleks, robi duże wrażenie i nie ma się co dziwić, bo za projekt odpowiadali państwo Brukalscy – ikony – można chyba tak powiedzieć, pionierzy architektury modernistycznej, choć akurat w tym projekcie tego modernizmu nie widać. Poczytałam, pooglądałam i na dłużej zatrzymałam się przy ścianie szczytowej skrzydła, w którym znajduje się zdaje się biblioteka, w góry widoczny jest zegar słoneczny, zegary są właściwie dwa, na dwóch prostopadłych do siebie ścianach żeby można było odczytać godzinę przez cały dzień.
Oba są dekoracyjne w nienachalny sposób, idealnie wpisują się w wygląd budynku. Ich twórca zostawił po sobie ślad, oprócz malutkiej sygnatury, swój charakterystyczny znak – motyw szachownicy okalający zegar. Żeby nie było wątpliwości, że zegary zaprojektował i wykonał Tadeusz Przypkowski – nazywany największym polskim mistrzem gnomoniki (co prawda to określenie znalazłam na forum gnomonicznym, ale czemu nie mielibyśmy wierzyć ludziom, którzy siedzą na co dzień w tym temacie).
I tą okrężną drogą od siedziby radia 357 dotarliśmy do miejsca, o którym dziś opowiem, do rodzinnego muzeum, którego współtwórcą był właśnie Tadeusz Przypkowski, do Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie.
Od razu się przyznam, że nie miałam pojęcia, że mamy w Polsce największą kolekcję zegarów słonecznych w Europie i jedną z trzech największych na świecie. To już wystarczający powód, żeby o muzeum w Jędrzejowie opowiedzieć, a będzie ich jeszcze przynajmniej kilka.
Z zewnątrz muzeum jest niepozorne, zajmuje wnętrzach dwóch sąsiadujących ze sobą piętrowych budynków. W jednym była kiedyś apteka należąca do Przypkowskich, w drugim dom. Oba są na rynku. Choć właściwie trudno powiedzieć, że w Jędrzejowie jest rynek – nawet z nazwy nie jest to rynek, tylko plac Kościuszki. Jest ogromnym rondem, na środku z niezbyt ciekawą zielenią. Chociaż trzeba oddać władzom Jędrzejowa, że są plany na przyjaźniejsze zagospodarowanie tego terenu.
Lepiej i przyjemniej skupić się na zabudowie otaczającej plac, domy pod numerami 7 i 8 zdecydowanie się wyróżniają, nie kolorem bo są pomalowane jak wszystkie inne na słodkie pastelowe kolory, ale architekturą, a szczególnie wyłaniającą się zza bryły jednego z nich kopuł obserwatorium astronomicznego. I tu już zaczyna się robić ciekawie. Osobiste, domowe obserwatorium? Kim byli ci Przypkowscy? Kto buduje takie rzeczy, kiedy można po prostu ustawić lunetę i od czasu do czasu popatrzyć w niebo, nie trzeba od razu budować obserwatorium na tyłach domu. Może i można, ale nie u Przypkowskich. Kiedy oni zaczynają się czymś interesować to robią to według zasady sky is the limit – w przypadku astronomii akurat dosłownie. Przypkowscy to po prostu pasjonaci pasji. A wszystko zaczęło się od Feliksa.
Feliks Przypkowski był lekarzem wykształconym w Warszawie i Pradze, pracował w rodzinnym Jędrzejowie, tu założył rodzinę. I wydawać by się mogło, że praca, szczególnie lekarza, i rodzina to wystarczająco żeby wypełnić czas, ale Feliks Przypkowski dzielił swoją dobę jeszcze pomiędzy swoje liczne pasje – astronomię, nauki przyrodnicze, numizmatykę, meteorologię, a do tego zbierał i sam konstruował zegary słoneczne – pierwszy w 1895 roku mając 22 lata.
Wszystkiego nauczył się z książek, która udało mu się kupić dzięki swoim kontaktom z niemieckimi antykwariuszami. Na zegarach nie koniec, w 1906 roku Feliks zbudował teleskop, wtedy powstało też jego domowe obserwatorium. Przyznacie, że to wszystko jest imponujące. Ja jestem pod dużym wrażeniem, bo jedno to interesować się astronomią, a drugie to konstruować własny teleskop!
Oficjalnie muzeum zaczęło działać 3 lutego 1962 roku. Wtedy syn Feliksa Tadeusz przekazał rodzinne zbiory państwu, ale sam pozostał ich opiekunem, w oficjalnej roli dyrektora. Tadeusz był synem swojego ojca, choć poszedł ciut w inną stronę. W stronę historii sztuki, ale nie byłby Przypkowskim gdyby zatrzymał się tylko na jednej dziedzinie.
Naukowo zajmował się i malarstwem i rzeźbą i architekturą, w praktyce ochroną zabytków (m.in. w Warszawie przyczynił się do odbudowy murów obronnych). Do tego fotografował. Dekada lat 30. to przede wszystkim podróże po całej Europie, częściowo finansowane przez rodziców, częściowo stypendiami. Przypkowski chłonął kulturę całego kontynentu. Sporo też fotografował, a jego zdjęcia wygrywały międzynarodowe konkursy. Podczas podróży kupował również książki, które przywoził ze sobą do Polski. W pewnym momencie Tadeusz Przypkowski był wszędzie, znał wszystkich i wszystko widział. Piękne życie.
II wojna pokrzyżowała mu plany podróżnicze i naukowe, wrócił do Jędrzejowa i pracował w szpitalu w pracowni RTG. Trochę to niespodziewane, ale wykorzystał tę pracę jako przykrywkę dla działalności konspiracyjnej, ciemnia była idealnym miejscem do fałszowania dokumentów dla żołnierzy Armii Krajowej działających w okolicach.
W tym czasie uczył się też od ojca gnomoniki i chyba ostatecznie stało się tak, że uczeń przerósł mistrza. Zegary słoneczne jego projektu, a niektóre także wykonane własnoręcznie w różnych technikach można oglądać w całej Polsce, ten na Zamku Królewskich w Warszawie nie przetrwał wojny, ale już ten na ratuszu w Sandomierzu czy przed Pałacem Kultury wciąż są na miejscu. Na miejscu jest też zegar na obserwatorium w Greenwich. To jest dopiero prestiżowe miejsce, chyba jedno z najbardziej jeśli chodzi o CZAS!
Kolejnym dyrektorem muzeum był Piotr Maciej Przypkowski, który pełnił tę funkcję ponad 40 lat. Obecnie muzeum kieruje jego syn – Jan, wnuk Tadeusza i prawnuk Feliksa. Muzeum jest więc cały czas rodzinie. Prezentuje nie tylko historię poszczególnych obiektów, zegarów, starodruków, exlibrisów (bo zapomniałam dodać, że Tadeusz Przypkowski był jeszcze do tego wszystkiego utalentowanym linorytnikiem i zbierał też exlibrisy), ale przede wszystkim opowiada historię rodziny, bardzo ze sobą zżytej, w której pasja przechodziła z pokolenia a pokolenie.
W muzeum można obejrzeć zrekonstruowany gabinet lekarski Feliksa, salon, sypialnię, bibliotekę, których jest podobno koło 600 starodruków, a wśród nich pierwsza książka kucharska wydana po polsku z 1682 roku, autorstwa kucharza, który gotował na dworze Lubomirskich. Tytuł nie jest może zbyt atrakcyjny, bo brzmi „Opisanie potraw”, ale już treść bardzo. Jeden z przepisów zaczyna się na przykład tak: „weżmij świeżego żubra…”
Są też przeróżne zegary, różnie działające, z różnych materiałów, jest na przykład zegar słoneczny z armatką z II poł. XVIII w., który działa w ten sposób, że promienie słońca padające na zegar skupia soczewka i to powoduje zapłon lontu i armatka strzela,, oczywiście wcześniej trzeba ją naładować, podobno należał do Stanisława Leszczyńskiego.
I na koniec, Ogród Czasu – przepięknie zaaranżowana przestrzeń za budynkiem muzeum, za która odpowiada Gerard Ciołek (architekt krajobrazu, planista ogrodów), oczywiście przy współpracy z Tadeuszem Przypkowskim. Najważniejsze tutaj są zegary i to im podporządkowana jest cała przestrzeń. Jest tu mnóstwo zieleni, w tym ziół – mięty, melisy, duże wrażenie robi też kaskada wodna i altana, w której kiedyś suszono zioła żebym potem dostarczać je do rodzinnej apteki. A do tego Ogród Czasu jest ogólnodostępny, nie trzeba zwiedzać muzeum żeby go odwiedzić. Ale warto!