6 listopada 2022

Śmiertelne piękno. Jak powstała europejska porcelana?

W tym odcinku obserwujemy jak pasja Augusta II Mocnego zamienia się w niebezpieczną żądze i sprawia, że w Miśni powstaje pierwsza europejska manufaktura porcelany. Jej historia to gotowy scenariusz na mrożący krew w żyłach film akcji. Zaczyna się od porwania i uwięzienia młodego alchemika, który pracując w ciężkich warunkach, pod ogromną presją, odkrywa przepis na białe złoto – porcelanę. Ludzki dramat zwieńczony spektakularnym sukcesem. Znając tę historię zupełnie inaczej spojrzycie na naczynia i figurki z miśnieńskiej porcelany znajdujące się w gablotach wielu polskich muzeów.

Na początku była wielka pasja, która z czasem przerodziła się w chorobliwą, niebezpieczną żądzę. Potem było porwanie, niewola, przymusowa praca w ciężkich warunkach i pod ogromną presją  – jednym słowem ludzki dramat, który jednak zapamiętany został jako spektakularny sukces na międzynarodową skalę. Historia powstania europejskiej porcelany ma swoje blaski (najpiękniejsze z nich stoją w muzealnych gablotach), ale ma też cienie.

"Jeśli się zachoruje na porcelanę, to nigdy nie ma się dość i zawsze chce się mieć więcej"
August II Mocny
Louis de Silvestre, Portret Augusta II Mocnego z ok. 1718 roku

August II Mocny

Książę Saksonii i elekcyjny król Polski „zachorował na porcelanę” bardzo poważnie. Jego choroba była przewlekła, miała powikłania i liczne długotrwałe skutki, dobre i złe. A zaczęła się od pasji.

August II lubił luksus i nie lubił się nudzić. Wokół niego musiało się zawsze coś dziać, a najlepiej żeby działo się dużo i na bogato. A żeby tak było trzeba było wydawać pieniądze. Akurat w tym August II był mistrzem. Wydawał na różne rzeczy: na wojny –  w Polsce na przykład ze Szwedami, wydawał też na budowy i rozbudowy.

Drezno, jego rodzinne miasto, druga obok Warszawy rezydencja królewska, było na początku XVIII wieku jednym wielkim placem budowy.

Architektonicznym oczkiem w głowie Augusta był Zwinger – pałac, a właściwie kilka budynków tworzących zespół pałacowy. August budował go z zazdrości, po tym jak odwiedził Wersal, stwierdził, że musi mieć coś tak spektakularnego u siebie. Budowa mocno się przeciągała, bo August często zmieniał zdanie i ingerował w prace.

A dziś? A dziś Zwinger jest już skończony, można go zwiedzać. Mieści się tam m.in. Galeria Starych Mistrzów z obrazami Rembrandta, Rafaela, Vermeera i przepięknym pastelem Liotarda „Czekoladziarką”

Oprócz długoterminowych przedsięwzięć król wydawał też oczywiście na bale, przyjęcia oraz kobiety. Nie tylko na żonę, ale także na dziesiątki kochanek, z którymi miał podobno setki dzieci. Kupował im prezenty, biżuterię, zwierzęta (np. wielbłądy) i pałace, bo  czemu nie? Jego zainteresowanie kobietami świetnie podsumowała Iwona Kienzler, w tytule swojej książki, nazwała Augusta II Mocnego „Mocarzem alkowy”. Zresztą jedna z pierwszych książek o Auguście „La Saxe Galante”, wydana jeszcze w XVIII wieku, opowiadała przede wszystkim o jego erotycznych przygodach i była bestsellerem.

August II Mocny to była niezwykle barwna postać. Chociaż tak naprawdę najlepiej pasuje tutaj jeden kolor! Ten, który ma jego pomnik patrzący na wszystkich, którzy chcą przejść przez Łabę najstarszym drezdeńskim mostem – mostem Augusta. Ten pomnik to taki pomnik, którego się nie zapomina. To najzłotszy ze wszystkich złotych pomników jakie widziałam w życiu. August jest rzymskim wodzem na koniu, Złotym Jeźdźcem. Złotym Królem i królem złota, a na pewno tego białego, czyli porcelany.

August II wydał na porcelanę fortunę. Kupował jej dużo, kiedy wstępował na polski tron w zbiorach królewskich było kilkanaście sztuk chińskiej porcelany a pod koniec jego panowania było ich  35 798. W chwili śmierci był właścicielem największej kolekcji porcelany na Zachodzie.

Porcelana była dobrem luksusowym, przywożonym do Europy z Chin i Japonii. Przywozili ją Holendrzy w ramach działalności Kompanii Wschodnioindyjskiej. Całe statki porcelany płynęły do Amsterdamu. Tam wysłannicy Augusta wybierali do jego kolekcji najciekawsze, najbardziej okazałe wazy, misy, talerze. Tak by zadowolić króla.

Kolekcja się rozrastała, August wymyślił, że wybuduje dla niej osoby pałac – Pałac Japoński. Nikt nie miał w nim mieszkać, miała tam mieszkać jego porcelana. Zaplanowane był osobne sale tematyczne, specjalnie zaaranżowane  ściany – od sufitu do podłogi na specjalnych konstrukcjach stać miały tam chińskie i japońskie naczynia króla. Pomysł był szalony, Augustowi nie udało się go do końca zrealizować.

Otoczenie Augusta było mocno zaniepokojone rozrzutnością króla. Co zrobić by te wszystkie pieniądze, które płyną do Holendrów, a przede wszystkim do Chińczyków i Japończyków zostawały w Saksonii?

Wazon z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

To nie było tak, że w Europie nie było europejskich talerzy czy półmisków. Były, tylko przede wszystkim metalowe, np. srebrne – takie były często używane na królewskich i szlacheckich stołach. Były też ceramiczne, np. kamionkowe, wyrabiane już w średniowieczu albo fajansowe.

Fajans jest zbliżony do porcelany, ale masa ma  inny skład. Mocno upraszczając można powiedzieć, że  masa fajansowa jest „bardziej zanieczyszczona”. Najbardziej znane są fajanse z Delft. Dekorowane w bardzo charakterystyczny sposób, na niebiesko (kobaltem), często na wzór chińskich czy japońskich naczyń. Fajansów było oczywiście więcej, były produkowane w całej Europie. Ale porcelany europejskiej nie było.

Chińczycy i Japończycy pilnowali swojego przepisu, nikt w Europie nie mógł odkryć jak zrobić porcelanę. Jak sprawić żeby była biała, cieniutka, wytrzymała i przeświecalna (jak podniesiecie porcelanę do światła, to ono przez nią przebija, im cieńsza tym oczywiście bardziej).

W Dreźnie rozpoczęły się prace nad wynalezieniem porcelany, kierował nimi Ehrenfried Walther von Tschirnhaus, uczony, matematyk, fizyk, otwarty umysł, mocno zainteresowany lustrami, szkłem, soczewkami i ich działaniem. Tschirnhaus za zgodą króla zaczął swoje eksperymenty. Zajmował się na początku roztapianiem chińskiej porcelany i próbował w ten sposób odkryć jej poszczególne składniki. Używał do tego soczewek i pieców.

Podróżował też po Europie, pojechał do Delft żeby dobrze przyjrzeć się naczyniom Holendrów i ich pracy. Zanotował ważne wskazówki np. o tym co trzeba zrobić żeby naczynia wypalane w piecu do niego nie przywierały.

Mniej więcej w tym momencie na horyzoncie pojawił się młody alchemik, uczeń berlińskiego aptekarza, o którym zrobiło się w całej Europie początku XVIII wieku bardzo głośno – Johann Friedrich Boettger. Podobno udało mu się stworzyć złoto. Potwierdził to właściciel apteki, w której Boettger się uczył. Wyprodukowane przez Boettgera złoto przeszło wszystkie próby. A potem chłopak zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Musiał przypuszczać, że jak wiadomość o jego osiągnięciu się rozniesie, to wiele ważnych, potężnych ludzi będzie chciało mieć go dla siebie. Na przykład August II.

Boettger uciekł, ale niezbyt daleko. Złapano go w Saksonii, zatrzymano, zamknięto w zamku, a pod drzwiami postawiono straże. Niedługo potem został przewieziony do Drezna. August nazwał tę całą sytuację – porwanie i uwięzienia – protekcją. Napisał, że dba w ten sposób o bezpieczeństwo Boettgera, bo czai się na niego mnóstwo ludzi o złych zamiarach – nazwał ich „wężami”. Ciekawe kim w tej sytuacji był więc August II?

Boettger miał wyprodukować Augustowi złoto. Dostał laboratorium i wszystkie składniki, których sobie zażyczył. Ale nie mógł wychodzić. Mimo licznych prób, złota wciąż nie było. Potrzebna była jakaś zmiana: może połączenie sił, może czyjś bezpośredni nadzór…

20 -letni Boettger trafił pod skrzydła doświadczonego Tschirnhausa. Mógł korzystać z nowego laboratorium, asystentów, dostał nowe mieszkanie. I ponownie uciekł. Został jednak szybko złapany. Przysiągł wieczną wierność Augustowi i wrócił do pracy. Głęboko wierzył, że ma dar. Uważał się za wybrańca. Podobno był arogancki, ale Tschirnhaus widział w nim duży potencjał. Ale to za mało, bo złota ciągle nie było, a August tracił cierpliwość.

Wysłał Boettgera pod Drezno, do Miśni, do zamku Albrechtsburg. Boettger miał tam kontynuować swoje poszukiwania. Warunki pracy w Miśni były okropne: piece paliły się non stop, było strasznie gorąco, wentylacja była kiepska, bo okna w piwnicach zamurowano żeby nikt nie podglądał co się dzieje w laboratorium. Pomieszczenia wypełniał dym. I tak dzień i noc. Bez przerwy.

Boettger próbował wszystkiego zmieniał czas palenia, temperaturę, burzył piece i budował nowe. W zamku odwiedzał go Tschirnhaus, razem zastanawiali się co zmienić, jak udoskonalić proces. I wreszcie, po kilku latach, które wydawały się wiecznością – przełom. Nie, to nie złoto. Z pieca wyciągnęli czerwonobrązowe małe naczynie, które nie popękało w piecu i  nie popękało w zetknięciu z wodą. Miało być złoto, a jest porcelna – jeszcze nie biała. Ale to zdecydowanie przełom.

August II musiał być przeszczęśliwy, zrezygnował z poszukiwań złota i powiedział Boettgerowi i Tschirnhausowi żeby skupili się na porcelanie. Wrócili do Drezna i dalej eksperymentowali. Zmieniali skład masy, mieszali w różnych proporcjach alabaster i glinkę. w Dreźnie.

15 stycznia 1708 roku otworzyli piec i wśród kilku próbek zobaczyli tę jedną, dzięki której ta data została na zawsze zapisana w historii jako data powstania pierwszej białej europejskiej porcelany. Ekipa mimo ogromnego zmęczenia, mocno nadwerężonego zdrowia, pracowała ze zdwojoną siłą. Badała sprowadzane z różnych części Saksonii próbki glinki, wypalała pierwsze naczynia, wazoniki, kubki.

W październiku Boettger został sam na porcelanowym placu boju, Tschirnhaus umarł. W dziwnych okolicznościach zniknęły jego zapiski – notatki z badań. Zniknął też Tschirnhaus. Przez wiele lat, w wielu publikacjach jedynym twórcą pierwszej europejskiej porcelany będzie Boettger.

W 1710 roku powstała Królewska Manufaktura Porcelany. Boettger nie pracował w niej jednak zbyt długo, umarł w 1719 roku. Umarł jako wolny człowiek, wolność była prezentem od Augusta za ciężką, wieloletnią pracę i za spełnienie królewskiego marzenia.

Fragment katalogu "Kruche piękno. Ceramika europejska ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Toruniu"

Manufaktura w Miśni działała bardzo prężnie, te pierwsze lata to ciągłe poszukiwania doskonałości, idealnego białego koloru, grubości, faktury. Wciąż też produkowano naczynia z czerwonej porcelany, czyli kamionki boettgerowskiej.

Figurkę z tego materiału i z tego czasu ma swoich zbiorach np. Muzeum Okręgowe w Toruniu. To głowa cesarza Witeliusza, figurka jest niewielka, ma 10 cm. Uważa się, że wykonał ją osobiście Boettger. Na Wawelu znajduje się kamionkowy imbryczek, a w Muzeum Pałac w Wilanowie kufel z kamionki boettgerowskiej.

Talerz z "żółtym lwem" z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Pierwsze miśnieńskie wyroby ozdabiano wykorzystując dekorację znaną z porcelany chińskiej i japońskiej. Nie przejmowano się zupełnie prawami autorskimi, otwarcie kopiowano całe wzory, np. tworzono dekorację w stylu Kakiemona, który był znanym japońskim ceramikiem.

Na pierwszych naczyniach widać więc rośliny charakterystyczne dla tamtych terenów – wiśnie, śliwy. Widać na nich smoki, wirujące koguty, latające psy i wiewiórki, ale też ludzi ubranych w tradycyjnie japońskie czy chińskie stroje.

Potem dekoratorzy odważyli się na więcej, na naczyniach zaczęły się pojawiać widoki miast, przede wszystkim Drezna, Miśni, Warszawy – miejsc związanych z Augustem II. One najczęściej są kopiami istniejących grafik i obrazów znanych artystów, m.in. Bernarda Belotta.

Bukiet porcelanowy z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie, źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

W połowie lat 30 XVIII wieku zaczął się najlepszy okres w historii miśnieńskiej porcelany. Z manufaktury wychodziły prawdziwe cuda. Nie było rzeczy, której w Miśnie nie dało się zrobić z porcelany. Wszystko dzięki rzeźbiarzowi Johannowi Joachimowi Kändlerowi. Jego porcelana to nie były talerze i wazony. To były rzeźby, prawdziwe dzieła sztuki.

Były to między innymi bukiety z porcelanowych kwiatów (można takie zobaczyć w Muzeum Narodowym w Warszawie) czy płaskorzeźbione naczynia, np. serwis łabędzi. Czemu łabędzi? Bo dekorowany sylwetkami pary płynących łabędzi. Ten oryginalny serwis z lat 30. porozrzucany jest po muzeach na całym świecie, m.in. Muzeum Narodowe w Kielcach ma z niego fragment łyżki.

Za czasów Kändlera Miśnia zaczęła też produkować figurki. Najczęściej występowały w grupach, np. ogrodnicy i ogrodniczki, tancerze i tancerki. Miały zachwycać, miały też być pretekstem do rozmów przy stole, podczas różnych spotkań.

Porcelana miała zresztą wiele funkcji, nie tylko tę dekoracyjną, czy użytkową. Miała też funkcję dyplomatyczną, polityczną. August II i później jego syn August III, za pomocą porcelany załatwiali w Europie bardzo dużo interesów. Każdy ważny w ówczesnej Europie chciał mieć w swojej kolekcji naczynie sygnowane dwoma skrzyżowanymi niebieskimi szablami – czyli znakiem manufaktury porcelany w Miśni.

A na koniec zapraszam was do porcelanowego stołu!

Na porcelanę się nie tylko patrzyło, ale też używało! Na środku naszego stołu stoi plate menage, czyli wymyślne, duże naczynie, które było i wazonem i połączonymi półmiskami na owoce  – świeże i kandyzowane. A jeśli nie plate menage to jest fontanna, dalej pergole z żywymi kwiatami, albo z porcelanowymi. Obok lichtarze, figurki, między nimi wazy, teryny, patery, chłodniki na butelki, mnóstwo naczyń. Wygląda to niesamowicie!

A jak już się nasiedzieliśmy przy takim stole to możemy albo przejść do innej sali na partyjkę gry z porcelany (z porcelany są karty i żetony) albo możemy pójść do siebie do komnaty. Możemy usiąść przy toaletce, spojrzeć na siebie w lustrze z porcelanową ramę, zdjąć kolczyki i odłożyć je do porcelanowego puzderka, otworzyć wyściełane aksamitem pudełeczko, wyjąć z niego szczotkę, której trzonek zrobiony jest z porcelany i rozczesać włosy.

Spojrzymy pewnie wtedy na tarczę zegara na kominku, która zatopiona jest w porcelanie, i zorientujemy się, że jest późno i pójdziemy do łóżka. Zdmuchniemy płomień świeczki w porcelanowym lichtarzu. Kiedy już ugrzejmy się pod kołdrą może się okazać, że zapomnieliśmy skorzystać z toalety. Nie szkodzi. Pod łóżkiem mamy przecież nowiutki porcelanowy nocnik!

Przepis na porcelanę szybko rozniósł się po Europie. Zaczęto ją produkować w Wiedniu, potem we Francji. A potem manufaktury pojawiały się w kolejnym europejskich krajach.

Ale pierwsza była Miśnia, a jej historia trwa do dziś. Manufaktura działa, jest teraz fabryką porcelany. W miasteczku znajduje się też muzeum. Zobaczenie tego miejsca, tego zamku, w którym Boettger i Tschirnhaus pracowali nad porcelaną, było moim muzealnym marzeniem, które spełniło się w tym roku (2022).

Zachęcam Was żebyście odwiedzili Miśnię i Drezno. W Zwingerze prezentowana jest część kolekcji Augusta II, wizyta tam robi naprawdę niesamowite wrażenie. Ale jeśli nie Miśnia i nie Drezno to w polskich muzeach, tych dużych, ale też tych mniejszych, jest sporo miśnieńskiej porcelany. Mam nadzieję, że po tym odcinku będziecie ją oglądać troszkę bardziej uważnie niż do tej pory, bo warto.