Muzeum w pandemii
W tym odcinku przyglądamy się działalności muzeów podczas pandemii. Jak w ostatnich miesiącach zmieniła się prezentacja wystaw stałych i organizacja ekspozycji czasowych? Jak wygląda ich promocja w pandemicznej rzeczywistości? Czy muzea na dobre rozgościły się w mediach społecznościowych? Jakie są wady i zalety kontaktu z kulturą przez ekran komputera?
Grudzień to dobry moment na podsumowania. Od 10 miesięcy trwa w Polsce pandemia koronawirusa (odcinek nagrywany na początku grudnia 2020 roku). Zmiany, takie na które nikt nie był przygotowany, bo nikt się ich nie spodziewał, pojawiają się na każdym polu, również w kulturze, w działalności muzeów. To co dzieje się wokół nas jest bez precedensu, właściwie doświadczamy historii – i z takiej perspektywy spojrzę na to co dzieje się w muzeach. Z perspektywy, ale nie z dystansu, bo to jeszcze nie czas. To nie będzie żaden przekrojowy raport, raczej obserwacje, notatka żeby pamiętać co się działo. Audionotatka. Ale najpierw oś czasu, dla uporządkowania sytuacji.
Timeline:
4 marca – pierwszy pacjent z koronawirusem w Polsce – zaczyna się .
11 marca – Rządowy Zespoł Zarządzania Kryzysowego z udziałem ministra kultury i dziedzictwa narodowego zdecydował o czasowym zamknięciu, od 12 marca 2020 r. instytucji kultury: muzeów
4 maja (prawie po 2 miesiącach zamknięcia) – muzea mogą wznowić działalność, mają się otwierać stopniowo, ostateczne decyzje co do terminów podejmą ich dyrektorzy.
W załączniku do wytycznych dla muzeów innych instytucji kultury minister dokładnie określa fazy przechodzenia od pracy zdalnej do stacjonarnej, wielokrotnie wspomina o reżimie sanitarnym – dystans, dezynfekcja.
Zwiedzanie? Jasne, ale musi być limit osób, bez audioprzewodników, tabletów, w maseczkach. Przesunięte są godziny otwarcia, nie ma mowy o wernisażach, finisażach, konferencjach.
Maj przebiegł pod znakiem przygotowywania się na bezpieczne zwiedzanie. Wawel był otwarty od 4 maja, Muzeum Narodowe w Poznaniu było otwarte na początku miesiąca, Muzeum Narodowe we Wrocławiu od 12 maja. Muzeum Narodowe w Warszawie 12 maja, ale nie wszystkie oddziały.
Od początku czerwca możliwe było zwiedzanie w maseczkach. Lipiec, sierpień były względnie normalne, jeśli można mówić o normalności w takich czasach. Potem przyszła tak zwana „druga fala”, liczby zakażonych poszybowały szybko w górę, władza zareagowała.
5 listopada – decyzja o zamknięciu muzeów do 29 listopada, udostępnianie przestrzeni i zbiorów, które znajdują się na wolnym powietrzu, udostępnianie do zwiedzania lasów, parków i ogrodów zabytkowych, należących do instytucji kultury.
27 listopada – od 28 listopada ograniczenia w działalności instytucji kultury, zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 26 listopada 2020 r., zostały przedłużone do 27 grudnia br. W tym roku raczej do muzeum już nie pójdziemy. Zostaje Internet.
Dla wszystkich cała ta sytuacja była i wciąż jest stosunkowo nowa, jest wyzwaniem. Jedni radzą sobie lepiej inni gorzej. Niektóre muzea musiały się przełamać, wyjść poza swoją strefę komfortu. Ze znanych muzealnych sal i magazynów do Internetu. A inne po prostu kontynuowały to co już od dawna robiły tylko teraz z większym rozmachem.
Internet daje nowe możliwości, przekazu i poszerzenia swojej publiczności. Mam kilka dobrych przykładów, jak muzea radzą sobie w wirtualnej przestrzeni, które pokazują że czują się w sieci coraz swobodniej.
Wirtualne zwiedzanie, no zdaje się naturalnym zastępstwem zwiedzania klasycznego. Wystarczy wejść na stronę, kliknąć w miejscu, w którym chce się zacząć i iść. Można samemu decydować gdzie się pójdzie, co się zobaczy, jak w grze, jak na mapach Google. Zresztą ta forma udostępniania zbiorów była już całkiem popularna przed pandemią, a teraz nowe wirtualne przestrzeni wyrastają jak grzyby po deszczu.
Można odwiedzić na przykład wnętrza Muzeum Zamkowego w Pszczynie, Muzeum Stanisława Noakowskiego w Nieszawie czy Muzeum Konopnickiej w Żarnowcu – wymieniam te które znacie już z podcastu.
Można też wirtualnie odwiedzić konkretną wystawę. Z wystawami czasowymi sprawa jest gorsza niż z ekspozycją stałą, bo jak sama nazwa wskazuje jest czasowa, przewidziana na konkretny okres i koniec. Organizacja wystawy, nawet niewielkiej, to wieloetapowy złożony proces. To nie jest jeden dzień rozwieszania obrazków i przyklejania podpisów. To są miesiące, a przy dużych projektach nawet lata pracy całego zespołu.
Wyobraźcie sobie, że zaplanowaliście wystawę, opracowaliście koncept, jest aranżacje – oprawa graficzna, często katalog, strategia promocji. A może wypożyczyliście jakieś praca z innych muzeów, a może też z zagranicy, dokumenty, przesyłki, ubezpieczenia, maile, telefony, papierologia, pieniądze. Poważna sprawa. Wszystko gotowe, macie zaraz otwarcie. I przychodzi pandemia. I minister informuje, że niestety ale zamykamy muzea dla publiczności. I co wam pozostaje?
Na przykład Muzeum Mazowieckie w Płocku przeniosło wystawę „200 artefaktów na dwusetlecie Towarzystwa Naukowego Płockiego” do sieci, ma dedykowaną stronę internetowa. W podobnej sytuacji było też Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” w Toruniu, które 16 października otworzyło wystawę około 200 fotografii Helmuta Newtona – rewelacyjnego niemieckiego artysty-fotografa, bardzo zresztą aktualna bo o silnych kobietach. I nie było wyjścia, trzeba było zamknąć wystawę i przenieść ją do Internetu.
Na przeniesienie do Internetu swojej najgłośniejszej wystawy tego roku zdecydowało się też Muzeum Narodowe w Warszawie. „Polska. Siła Obrazu”, czyli prezentacja topowych XIX wiecznych obrazów polskich malarzy, prezentowana była najpierw w oddziale Luwru w Lens jako „Pologne 1840 – 1918”, a od 18 września można ją było zobaczyć w MNW. Sporo osób zdążyło, ale wydaje mi się, że frekwencja mimo otwarcia muzeum w tym czasie mogła być niezadowalająca.
Mam jeszcze jeden ciekawy przykład, wystawa w Muzeum Okręgowym w Lesznie „Z głowy prababci – czepki, kopki, klapice”. Wystawa co prawda została otwarta w połowie lipca i była możliwość jej obejrzenia na żywo, ale sporo wydarzeń towarzyszące planowanych było na jesień. I trzeba było je zorganizować je w Internecie – m.in. warsztaty haftu na tiulu czy promocję katalogu wystawy.
Nie jest kolorowo, sytuacja jest dynamiczna, nie wszystko się udaje zrealizować w Internecie. Terminy trzeba przekładać, tak jest na przykład z nową wystawą „MOC Muzeum” w Muzeum Narodowym w Krakowie, która miała zostać otwarta 27 listopada. Jest zamontowana i cóż, czeka.
W Krakowie czeka wystawa, a w Toruniu cały nowopowstały oddział muzeum. Wyczekiwany i kompletnie gotowy, czyli Muzeum Twierdzy Toruń.
Oprócz wirtualnych spacerów ożyły i ożywiły się też strony internetowe i profile na Facebooku i Instagramie. Nie są wykorzystywane tylko jako informatory, ale dzieje się tam wszystko. Facebook i Instagram stały się podstawą komunikacji i kontaktu.
Od najprostszych, najbardziej oczywistych akcji, przedstawiania obiektów z kolekcji po takie bardziej złożone jak na przykład ta: Muzeum w Tykocinie organizuje na Facebooku zabawę „Po jednej nutce”. W krótkim filmie dostajemy podpowiedzi, które mają nas zaprowadzić do odgadnięcia po kilku nutkach dawnej znanej i popularnej kiedyś melodii, takiej którą znamy może z dzieciństwa, bo nucił ją dziadek lub podśpiewywała babcia.
Facebook jest też wykorzystywany do transmitowania wydarzeń na żywo, pokazów, spotkań, dyskusji. Do transmitowania wideokonferencji czy seminariów wykorzystywane są Zoom i Teams, które używane są też w szkołach i na uczelniach.
W taki sposób obejrzeć można spotkania w ramach projektu badawczego dotyczącego piernikarstwa, w Muzeum Okręgowym w Toruniu. Na przestrzeni listopada i grudnia odbędą się wykłady i prezentacje, o historii piernikarstwa, historii fabryki Kopernik, i nawet pokazy snycerskie wytwarzania form piernikowych. A 6 grudnia w Muzeum Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy warsztaty piernikarskie z Jowitą Woszczyńską, mistrzynią świata w cukiernictwie
Muzea rozgościły się też na Youtube. Wspomniane już bydgoskie muzeum zrealizowało ilustrowane słuchowisko odcinkowe słuchowisko historyczne „Mennice i rabusie”.
Muzeum Narodowe w Poznaniu stworzyło miniserial edukacyjny, 11 -odcinkowy, w którym znajdą się wszystkie galerie gmachu głównego oraz epoki, od starożytności, przez średniowiecze, barok, oświecenie, polską sztukę XIX w., po sztukę współczesną. Do projektu zaangażowani zostali aktorzy Teatru Nowego.
I wreszcie są też potężne zbiory cyfrowe, największe to te Muzeum Narodowego w Krakowie i Muzeum Narodowego w Warszawie, i tam można się zgubić, a na pewno zgubić kilka godzin, to wiem z własnego doświadczenia. Jak człowiek przepadnie to już koniec!
Oczywiście nie ma siły żeby muzeum albo wystawa, która projektowana była do ekspozycji w konkretnej przestrzeni oddziaływała, poruszała tak samo oglądana przez ekran komputera czy komórki. No nie ma siły. A to dlatego, że na doświadczenie takiej wizyty w muzeum składa się cała lista różnych czynników, które wpływają na to jak my to zapamiętamy.
Wszystko ma znaczenie. Przestrzeń, atmosfera tej przestrzeni, na to składa się na przykład oświetlenie, zapachy, dźwięki – muzealny charakterystyczny duet klimatyzacji i lamp – burczenie i szum i jeszcze do tego przyciszone głosy innych, szuranie butami. Następna sprawa, towarzystwo, z kim oglądamy, o czym rozmawiamy. I wreszcie też nasze nastawienie. Sami odpowiedzcie sobie na pytanie czy skupienie jest takie samo, czy wrażenia są takie same kiedy oglądamy wystawę w dresie i grubych skarpetach pod kocem.
Wirtualne zwiedzanie nie jest substytutem wizyty w muzeum. Jest kompletnie innym doświadczeniem. Nie wartościuję, lepsze czy gorsze. Po prostu zupełnie inne. Oba są potrzebne i dobrze byłoby mieć wybór. I to akurat plus tej całej sytuacji. Może w przyszłości dostępne będą obie możliwości. Technologia nie jest już raczej dużą przeszkodą.
Dwa lata temu, a dwa lata dla technologii to wieczność, widziałam jak powstaje taka realizacja w jeden wieczór. To była wirtualna wersja Warszawskich Targów Sztuki w Arkadach Kubickiego. Przychodzi ekipa ze sprzętem robi zdjęcia, edytuje, montuje i jest. Ale ktoś musi tej ekipie na jej pracę zapłacić… Pozostaje trzymać kciuki za dobre decyzje tych którzy dysponują odpowiednimi środkami finansowymi.
To ożywienie internetowe, wymuszone i z początku na siłę, a teraz coraz bardziej naturalne, jest ostatecznie bardzo pozytywne. Wielu przekonało się, że muzea są otwarte, że to nie jakieś zamrożone niedostępne i bezosobowe instytucje z filcowymi kapciami. Tylko, że są tworzone przez ludzi i dla ludzi, potrafią być zabawne, są życiowe. I fantastycznie byłoby gdyby tak zostało.
A jak będzie, to nikt nie wie. Jakie będą konsekwencje, jak ta sytuacja odbije się na muzeach? Jeśli nie wiemy jak będzie jutro to trudno też prorokować jak będzie za kilka miesięcy. Myślę, że będzie zachowawczo, że nikt nie będzie się rzucał na ogromne wystawy, że część wystaw, która była w planach zostanie przesunięta, ograniczona, może odwołana. Z powodu braku środków albo ograniczeń współpracy z muzeami zagranicznymi. Zobaczymy. Na pewno do końca grudnia do muzeum nie pójdziemy.