Józef Chełmoński, Burza

W tym odcinku przyglądamy się obrazowi Józefa Chełmońskiego „Burza” z 1896 roku z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie. Czym wyróżnia się „Burza” na tle innych obrazów Chełmońskiego? Czy oprócz tytułowej burzy obraz opowiada o czymś jeszcze? Dlaczego warto oglądać ten sam obraz kilka razy?

W tym odcinku opowiadam o obrazie „Burza” Józefa Chełmońskiego ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, który na co dzień wisi w Sukiennicach. Jednak od kilku miesięcy go tam nie ma, bo „Burza” podróżuje po Polsce razem z innymi pracami Chełmońskiego. To dlatego, że 3 narodowe muzea: warszawskie, poznańskie i krakowskie postanowiły połączyć siły i zrealizować ogromny projekt badawczy – projekt CHEŁMOŃSKI.

Jego zwieńczeniem jest monograficzna wystawa poświęcona twórczości Józefa Chełmońskiego. Takie wystawy organizuje się raz na kilkadziesiąt lat. Ogromne przedsięwzięcie!

Tak naprawdę nie jest to jedna wystawa, to 3 osobne prezentacje, w 3 miastach, w 3 bardzo różnych przestrzeniach. Prezentacje, które są wymyślone i zaaranżowane przez 3 różne zespoły z kuratorami na czele.

Ich bazą jest jednak współpraca, muzealnicy z Warszawy, Poznania i Krakowa zgromadzili najważniejsze obrazy Chełmońskiego. Chcieli jak najpełniej pokazać jego twórczość i rozwój jego stylu. Równolegle prowadzili też badania zarówno nad obrazami jak i biografią malarza.

Cały proces pracy nad wystawą trwał od 2022 roku, prawie 4 lata. Z jednej strony to dużo, ale biorąc pod uwagę chociażby liczbę obrazów i rysunków, które na wystawie można zobaczyć, a jest ich prawie 200, a każdy z nich wymaga uwagi i opieki m.in. konserwatorskiej, to te 4 lata to wcale nie jest taki długi okres.

Warszawska odsłona wystawy Chełmońskiego

Warszawska odsłona wystawy już się skończyła. Teraz, czyli w maju 2025 roku, trwa wystawa w Muzeum Narodowym w Poznaniu, kończy się 29 czerwca, a od 8 sierpnia do 30 listopada obrazy można będzie oglądać w Muzeum Narodowym w Krakowie.

Widziałam zarówno wersję warszawską, jak i niedawno, pod koniec kwietnia, byłam na oprowadzaniu po wystawie w Poznaniu. I mimo, że oglądałam te same obrazy, odebrałam je inaczej. Wszystko przez zupełnie inny pomysł, inny układ, który zaproponowała kuratorka poznańskiej odsłony doktor Maria Gołąb.

 

Fragment warszawskiej odsłony wystawy

W Warszawie grupa kuratorów, jak czytamy na stronie muzeum, zdecydowała się na układ, który odzwierciedlał najważniejsze dziedziny malarskich zainteresowań Chełmońskiego.

W kolejnych salach prezentowane były obrazy pogrupowane tematycznie – życie wsi, pędzące konie, wreszcie natura – łąki, ptaki, las.

Wyszłam z tej warszawskiej wystawy z dużym niedosytem. Miałam wrażenie, że obejrzałam urywki, które nie połączyły się one dla mnie w jedną opowieść.

W Poznaniu jest inaczej. Obrazy zostały ułożone chronologicznie. Można więc prześledzić kolejne etapy twórczości Chełmońskiego, które akurat w jego przypadku, związane są z konkretnymi miejscami. Te miejsce, w których mieszkał i malował i wszystko co z nimi związane – ludzie, okoliczności, miały duży wpływ na jego malarstwo, kształtowały je.

 

Wojciech Gerson, Portret własny, 1885 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

Poznańska wystawa zaczyna się od Warszawy i obrazów malowanych pod okiem Wojciecha Gersona, malarza, który wykształcił wielu polskich artystów i wiele artystek. W jego pracowni uczyli się m.in. Anna Bilińska, Leon Wyczółkowski czy Władysław Podkowiński.

Gerson był świetnym nauczycielem, Chełmoński bardzo go podziwiał przez całe swoje życie. W 1907 roku, mając 58 lat i będąc już dojrzałym artystą, pisał o Gersonie w liście do swojego przyjaciela Antoniego Sygietyńskiego, że to jemu (Gersonowi) wszystko zawdzięcza.

Wojciech Gerson zwracał dużą uwagę na światło w obrazie, na to jak rozkłada się ono w scenach w plenerze. Uczył, że malując nie wolno powtarzać natury, ale należy ją badać, zrozumieć dane zjawisko, a potem dopiero je namalować.

Zdaje się, że ta lekcja z warszawskiej pracowni została z Chełmońskim na zawsze i właśnie takie podejście do przedstawiania natury widać w obrazie „Burza”.

Umiejętność obserwacji, którą Chełmoński nabył jeszcze w dzieciństwie wędrując po mazowieckich lasach i przypatrując się życiu wsi, pogłębiona przez studia u Gersona, jest mocną bazą jego całej twórczości. Jeśli „Burza” jest powrotem do korzeni, to to są właśnie te korzenie.

Józef Chełmoński, Żurawie, 1870 r., Muzeum Narodowe w Krakowie

Żeby dalej się uczyć Chełmoński wyjechał do Monachium. Udało się to tylko i wyłącznie dzięki gestowi solidarności innych malarzy, bez ich finansowej pomocy biedny młody malarz z niewielkiej mazowieckiej miejscowości nie byłby w stanie pozwolić sobie na zagraniczne studia. Józef Brandt i Maksymilian Gierymski, którzy zauważyli talent Chełmońskiego zorganizowali loterię na rzecz jego wyjazdu i nauki w Monachium.

Zdobyli pieniądze, które wystarczyły na wyjazd i bardzo podstawowe wydatki. Chełmoński w Monachium mieszkał i żył biednie, ale wiele się tam nauczył, choć nie lubił tego przyznawać. Był zmęczony miastem, tęsknił za wiejskim krajobrazem i dziką przyrodą. Nie wspominał tego czasu dobrze, podobnie zresztą jak Stanisław Witkiewicz, z którym Chełmoński się przyjaźnił.

Obrazy, które Chełmoński malował w Monachium niemiecka krytyka oceniała jako zbyt emocjonalne, zbyt żywiołowe, ale jego talent został dostrzeżony. To w Monachium zaczął malować kompozycje, z którymi kojarzymy go teraz –  sceny przy karczmach i przede wszystkim przedstawienia koni w biegu, czyli galopady.

Józef Chełmoński, Sprawa u wójta, 1873 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

Po kilku trudnych latach w Monachium Chełmoński wrócił do Warszawy. Miał 25 lat, był gotowy do pracy. „Potrzeba tworzenia była paląca” – jak zgrabnie ujął to Antoni Piotrowski, malarz, przyjaciel Chełmońskiego.

To właśnie z nim oraz ze Stanisławem Witkiewiczem i Adamem Chmielowskim Chełmoński wynajął pracownię na ostatnim piętrze Hotelu Europejskiego w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu 414. Antoni Piotrowski we wspomnieniach o Józefie Chełmoński pisał, że wcześniej pracownie zajmował krawiec i żeby ją odstąpił dali mu 150 rubli.

Choć hotel był jednym z najlepszych wtedy w Warszawie to warunki w pracowni były dalekie od luksusowych. Wyposażenie ograniczało się do podstawowych mebli (część z nich spała  na posłaniach na podłodze). Może też dlatego ich życie w pracowni Helena Modrzejewska, która odwiedziła pracownię, nazwała „koczowaniem”. Ta sytuacja zdawała się im jednak nie przeszkadzać, skupiali się przede wszystkim na tworzeniu. A co najważniejsze wspierali się nawzajem. Piotrowski wspomina:

"Największą rozkoszą dla każdego z nas było widzieć, że drugi robi dobrą rzecz, dobry obraz"
Antoni Piotrowski

W takiej atmosferze, we wspólnej malarskiej pracowni, Chełmoński namalował 16 obrazów. Było wśród nich „Babie lato”, obraz wyjątkowy, jeden z najbardziej znanych w jego twórczości.

A wyjątkowy, bo pokazujący rozmarzoną wiejską dziewczynę, która nie pracuje w polu, nie zajmuje się gospodarstwem, nie pilnuje stada krów tylko leży i rozmyśla. Chełmoński zainteresował się jej życiem wewnętrznym, myślami, marzeniami. To niespotykane ujęcie i jak podkreśliła Maria Gołąb podczas oprowadzania po wystawie, dość nowatorskie.

Zainteresowanie Chełmońskiego przeżyciami i emocjami mieszkańców ukraińskich i polskich wsi jest widoczne w całej jego późniejszej twórczości, a bardzo mocno w ostatnim okresie, w tym w którym powstała „Burza”.

Józef Chełmoński, Babie lato, 1875 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

Zanim jednak Chełmoński skupił się na malowaniu nastrojowych obrazów pokazujących piękno i siłę natury, namalował ponad sto prac, których głównymi bohaterami były przede wszystkim konie. Konie i słowiański pejzaż czyli widoki charakterystyczne dla polskich i ukraińskich wsi. A malował je dlatego, że właśnie takie obrazy najbardziej podobały się w Paryżu, gdzie wyjechał po mniej więcej roku spędzonym w pracowni w Hotelu Europejskim.

Paryska przygoda Chełmońskiego trwała 12 lat. Zaczęła się od sukcesów. Kariera nabrała tempa, wystawiał na Salonie, a jego obrazy zbierały świetne recenzje. Doskonale się również sprzedawały. Chełmoński nawiązał współpracę ze znanymi handlarzami sztuki, jego prace kupowali do swoich kolekcji nie tylko Francuzi, ale też Amerykanie.

Ta ogromna popularność wiązała się też oczywiście z dużymi zarobkami.Z badań Wojciecha Głowackiego, jednego z kuratorów warszawskiej odsłony wystawy, wynika, że Chełmoński znalazł się w mniej niż 1% najbogatszych ludzie we Francji w tamtym czasie. Te dane pokazują ogromną skalę jego sukcesu.

Józef Chełmoński korzystał z przywilejów wynikających z posiadania pieniędzy, mieszkał w dobrej dzielnicy w Paryżu, podobno nosił się i jadł jak milioner. Świetnie się też bawił. Oprócz wydawania przyjęć i chodzenia na bale, w tym bale przebierańców, regularnie jeździł konno, strzelał hobbystycznie z łuku, rzucał bumerangiem i spędzał czas z najbardziej znanymi francuskimi malarzami tamtego czasu.

Stanisław Rejchan, Na paryskim bulwarze - Maria Chełmońska na Champs Elysées, ok. 1884 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

W międzyczasie przyjeżdżał też do Polski, podczas jednego z takich pobytów, w 1878 roku, ożenił się z poznaną w Paryżu, Marią Korwin-Szymanowską.

Pierwsze kilka lat małżeństwa para przeżyła w wielkomiejskim luksusie, Marii bardzo podobało się paryskie życie.

W kolejnych latach na świat przychodziły ich dzieci.

Niestety finansowa sytuacja Chełmońskich zaczęła się znacznie pogarszać. Wprowadzono wysokie, kilkudziesięcioprocentowe cło od obrazów sprowadzanych z Europy do Ameryki. Jak pisze Piotrowski, Chełmoński nie był oszczędny, pieniądze mu się „rozłaziły”. Życie na poziomie sprzed kryzysu nie było możliwe, trudno było utrzymać dom i rodzinę. Chełmoński zajął się ilustrowaniem noweli. Nastały ciężkie czasy.

Fragment poznańskiej odsłony wystawy prezentujący obrazy z późniejszego okresu paryskiego

W twórczości Chełmońskiego ten okres to powtarzanie wcześniejszych osiągnięć, znanych z poprzednich obrazów motywów i kompozycji.

Z dużym zmartwieniem przyglądali się temu przyjaciele Chełmońskiego. Uważali że marnuje swój talent.

Witkiewicz prosił żeby Chełmoński się opamiętał – to dokładnie jego słowa: „Opamiętaj się Józiu!”.

W lecie 1887 roku rodzina przyjechała do Polski, Tadeusz Matuszczak badacz twórczości Chełmońskiego, nazywa ten wyjazd rekonesansowym, a to dlatego, że Chełmońscy nie sprzedali od razu swojego paryskiego mieszkania. Możliwe, że mieli nadzieje na odwrócenie losu i powrót do Francji, ale to się nie wydarzyło.

Józef Chełmoński, Willa w ogrodzie - Kuklówka, po 1889 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

Ostatecznie za pożyczone pieniądze Chełmoński kupił niewielki dworek, Piotrowski nazywa go „folwarczkiem” w Kuklówce niedaleko Grodziska, a więc na Mazowszu, w rodzinnych stronach.

Stanisław Reychan, Portret Marii Chełmońskiej, 1884 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

Maria nie była zadowolona, sytuacja między małżonkami była napięta, pojawiły się konflikty, nie pomagały śmierci kolejnych dzieci. Matuszczak pisze o tym, że Maria nie akceptowała przemiany Chełmońskiego (tu cytata za Marią:) „w brudnego, niechlujnego, małorolnego chłopa”.

Historyczka sztuki Joanna Sosnowska podaje natomiast, że Chełmoński stosował wobec Marii przemoc. Kiedy dowiedział się, że Maria jest w ciąży, nie uznał tego dziecka, podejrzewał ją o zdradę. Zmusił ją do opuszczenia domu. Małżeństwo się rozpadało, Maria wychowała córkę Wandę sama.

Chełmoński został w Kuklówce i miał pod opieką starsze córki, które z czasem się wyprowadziły. Z Wandą, która potem została artystką, Chełmoński nie utrzymywał kontaktu.

Opowiadam o tym wszystkim żebyście mogli wyobrazić sobie kim był Chełmoński, który namalował „Burzę”. Co przeżył, jakie miał doświadczenia. Co doprowadziło go do momentu, w którym tak silnie zanurzył się w naturę.

Był dojrzałym malarzem, z ogromnymi sukcesami na koncie, ale także z porażkami. Taką „porażką” można nazwać namalowanie „Czwórki”, która znajduje się teraz w Sukiennicach. Było to wielkoformatowe dzieło pomyślane i namalowane, by zdobyć najważniejsze salonowe nagrody. Tak się nie stało, nikt w Paryżu nie chciał także go kupić. Obraz latami leżał zwinięty w rulon w paryskiej pracowni malarza.

 

Józef Chełmoński, Czwórka, 1881 r., Muzeum Narodowe w Krakowie

Był doświadczonym człowiekiem, który przeżył wiele dobrych i złych momentów. Z takim bagażem doświadczeń osiedlił się w Kuklówce i namalował jedne z najpiękniejszych pejzaży w polskiej sztuce, w tym „Burzę”.

Obrazom namalowanym w Kuklówce poświęcone są na poznańskiej wystawie dwie sale. Do pierwszej wchodzi się z przestrzeni, w której spiętrzone były obrazy z ostatnich lat, które Chełmoński namalował w Paryżu. Zostały spiętrzone, bo nie są odkrywcze, wciąż poprawne, ale nie zachwycające, z czasem nawet nudne.

I z tej bezbarwnej przestrzeni, wchodzimy do sali, która kipi kolorem, energia intensywnego kobaltu na ścianach działa niesamowicie. Nawet nie znając biografii Chełmońskiego i nie wiedząc, że jego sztuka w Kuklówce przechodzi odnowę, można to poczuć. Jestem po wrażeniem tego zabiegu!

Sala kobaltowa nazywana jest też ptasią, na ścianach wiszą przepiękne pejzaże, ale dla mnie bardziej portrety przyrody, roślin i zwierząt. Chełmoński jest doskonałym obserwatorem, ale też widać w tych pracach coś więcej niż tylko malarskie zainteresowanie. Chełmoński zagłębił się w naturę i jak powiedziała Maria Gołąb „odnalazł z nią emocjonalną więź”.

 

Józef Chełmoński, Kurka wodna, 1894 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

Z Sali kobaltowej przechodzimy do historycznego holu muzeum, tu można obejrzeć prace, w których Chełmoński wraca do tematów z początku swojej twórczości, do tematyki ludowej. Można powiedzieć, że tematycznie zatoczył koło, ale stylistycznie i nastrojowo te obrazy to zupełnie inne opowieści. I to właśnie tutaj w tej ostatniej przestrzeni znajduje się „Burza”

Józef Chełmoński, Burza, 1896 r., Muzeum Narodowe w Krakowie

„Burza” Chełmońskiego ma w sobie esencją letniej burzy. Niebo zasnute jest chmurami tak szczelnie, że nie można rozpoznać ich kształtów, przeszywa je jasna błyskawica. Horyzont rozmywa się i ginie gdzieś w oddali. Wysokie trawy i łodygi polnych kwiatów kołyszą się na wietrze.

W powieści którą ostatnio czytałam „Zbieracze Borówek” autorka opisywała burzę i użyła idealnie pasującego do obrazu Chełmońskiego określenia: „źdźbła kołysały się na wietrze, jakby matka natura przeczesywała włosy”.

Wiatr u Chełmońskiego jest tak silny, że wyrywa niektóre z nich i unosi je do góry. Można sobie wyobrazić jak ciężkie jest powietrze. Zaczyna padać deszcz, wilgoć przenika nawet czerwoną zapaskę, którą okrywa się jeden z pastuszków. Chłopcy walczą z porywami wiatru, kulą się. Jeden z nich próbuje opanować przerażone krowy. Chłopiec na pierwszym planie podnosi prawą rękę do czoła w charakterystycznym geście, żegna się.

Józef Chełmoński, Przed Burzą, szkic, ok. 1896 r., Muzeum Narodowe w Warszawie

W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie znajduje się niewielki olejny szkic do „Burzy”.

Kompozycja jest podobna, ale na miejscu trzech pastuszków jest cała rodzina, każdy próbuje walczyć z burzą na swój sposób. Ludzie przyciągają większość uwagi, przynajmniej mojej. Chełmoński uznał, że zrezygnuje z kilku postaci i psa i poświęci to miejsce łące. Opowie więcej o samej burzy.

Obraz jest tak sugestywny, że można go usłyszeć: zawodzenie wiatru, huk wyładowania, szum łąki, słowa modlitwy wypowiadane przez jednego z pastuszków. W tym zestawieniu siły natury i  bezsilności zwierząt, a przede wszystkim człowieka, wyraża się ważna refleksja, która pojawia się w wielu pracach Chełmońskiego z tamtego czasu – człowiek może być blisko natury, ale musi pamiętać, że jest jej podległy. To nie on decyduje.

W ostatnich latach życia Chełmoński, łączył naturę z wiarą, sakralizował przyrodę. Jego kontakt z naturą wykraczał poza zwykłe zmysłowe postrzeganie.

Wczuwanie się w naturę stało się podstawą jego malarstwa. I dzięki temu malował obrazy, które nie były tylko widokami, ale jak mówi Maria Gołąb, wyrażały jego postawę wobec świata i przeświadczenie, że świat nie kończy się na tym co widzialne. Tym samym Chełmoński wpisał się w modernistyczne rozumienie krajobrazu, gdzie ważne stają się osobiste odczucia i emocje. „Burza” jest pięknym tego przykładem.

„Burza” była pierwszym obrazem Józefa Chełmońskiego w kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie. Obraz został kupiony bezpośrednio od malarza.

Inne tytuły obrazu to: „Przed burzą”, „Pastuchy w polu podczas burzy”


Źródła: