12 lutego 2021

Jacek Malczewski, Portret narzeczonej

W tym odcinku króluje miłość. Jacek Malczewski, "Portretem narzeczonej", Marii Gralewskiej, namalowanym tuż przed ślubem w 1887 roku (ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie), zaprasza nas na opowieść o zakochaniu – nie pierwszym i nie ostatnim w jego życiu.

To będzie historia o miłości. Podobno wszyscy lubią historie o miłości, akurat nie jestem tego wcale taka pewna, ale ta historia jest tak pięknie zilustrowana, że warto ją opowiedzieć. Dziś w rolach głównych występują Maria Gralewska, córka aptekarza z Krakowa lat 21 i Jacek Malczewski, malarz z Radomia lat 32. Ona zgrabna, o jasnej cerze, głęboko osadzonych oczach i ciemnych blond włosach, które upinała zawsze w kok. On niewysoki – zdecydowanie drobniejszy niż na swoich obrazach, ale tak samo wyprostowany i dumny, charakterystyczne wysokie czoło, bujna broda i wąsy i duże, ciemne oczy.

Rzecz dzieje się w połowie lat 80. XIX wieku, latem. Młodziutka Maria bawi się na weselu córki profesorstwa Janczewskich. Bawi się świetnie, uwielbia takie uroczystości, poza tym zna sporo osób w towarzystwie, ma z kim porozmawiać, ma z kim potańczyć. W pewnym momencie ktoś, chyba jakaś kuzynka Janczewskiej, zwróciła jej uwagę na eleganckiego brodacza, który stał w grupce mężczyzn i mimo, że z nimi rozmawiał zdawało się Marii, że myślami jest kompletnie gdzie indziej. Pomyślała, że jest inny, wyjątkowy.

Okazało się, że to ten malarz, Malczewski, ten który rzucił studia u Matejki, mimo że mistrz widział w nim swojego następcę – wielkiego malarza historii. A Malczewski podobno uważał, że w Krakowie już się więcej nie nauczy, rzucił wszystko i pojechał malować do Paryża. Maria słyszała jak plotkują o tym klientki w aptece ojca, a jedna z nich zna Teodorę Matejkową, więc coś jest na rzeczy. Podobno Malczewski przyjaźni się i z Czartoryskim, którego poznał właśnie w Paryżu i z Karolem Lanckorońskim, z nim ostatnio zjechał całą Azję Mniejszą. A teraz podobno dopiero co wrócił z Monachium. Bardzo imponowało Marii takie światowe życie, te podróże i te znajomości. Pan Malczewski wydawał jej się coraz bardziej interesujący. I z wzajemnością.

Malczewski wypatrzył Marię wśród gości bardzo szybko. Potem powie, że pierwsze co pomyślał kiedy ją zobaczył to, że Marynia miała postać jak łodyga lilji, a kwiatem była jej główka. To piękne. I chyba można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. A jeśli ktoś nie wierzy w taką miłość, to na pewno zainteresowanie, coś tę dwójkę do siebie przyciągało, coś zaiskrzyło. Miłość od pierwszego wejrzenia, ale nie pierwsza miłość Malczewskiego.

Jacek Malczewski, "Portret narzeczonej i "Autoportret, źródło: MNK
Jacek Malczewski, "Autoportret z paletą", 1892 r., źródło: MNW

Pierwsza zakończyła się totalną katastrofą. Jacek zakochał się w Wandzie, dalekiej kuzynce. Ale nie to było problemem. Problemem był Jacek, a właściwie to co o nim myślał ojciec Wandy, a jego wuj – Feliks Karczewski. Podobno kiedy dowiedział się o potajemnych zaręczynach swojej 17-letniej córki z Jackiem, który stawiał dopiero swoje pierwsze artystyczne kroki, oburzył się – nie ma mowy żeby jego córka wyszła za takiego tu cytat – „chłystka bez pieniędzy”.

Para musiała się rozstać, ale na nich się nie skończyło. Kontakty przestali też utrzymywać ze sobą wuj Feliks i ojciec Jacka Julian, który wziął do siebie ten finansowy przytyk i chyba mocno się przejął skoro w liście do Jacka nazywa Karczewskich, którzy byli nie tylko rodziną, ale wieloletnimi  przyjaciółmi „brukiew i kapusta”. Nie do końca wiem, co Julian miał na myśli, ale nie brzmi to najsympatyczniej. Ostatecznie rodziny się pogodziły, przy okazji innej pary – siostra Jacka i brat Wandy pobrali się w 1887 roku.

Maria nie była też drugą miłością Malczewskiego. Podczas pobytu w Monachium, czyli przez kilka miesięcy na przełomie 1885 i 1886 roku Malczewski oprócz malowania, dobrze się bawił. A w Monachium było z kim, byli tam i Józef Brandt i Wojciech Kossak i mnóstwo eleganckich, zafascynowanych polskimi artystami kobiet. Była też Olga Boznańska, której akurat nie podejrzewam o balowanie do rana, ale która zgrabnie podsumowała sytuację towarzyską wokół Malczewskiego pisząc, że „kochały się w nim panie”.

Malczewski też się zakochał, w przyrodniej córce Brandta, którą poznał bywając u państwa Brandtów często i potem coraz częściej. Kossak w liście do żony pisał, że zanosi się na ślub i że bardzo kibicuje Malczewskiemu, bo to już najwyższy czas żeby się ustatkował. Ale sprawa się rozmyła. Nie było ani zaręczyn, ani ślubu.

Malczewski wrócił i trafił prosto w objęcia Marii Gralewskiej. I długo się nie zastanawiał. Już w listopadzie byli zaręczeni. Motywacje tak szybkich zaręczyn mogły być różne, ale patrząc na „Portret narzeczonej”, myślę sobie, że najważniejszą mogło być po prostu zakochanie.

Obraz jest portretem Marii – narzeczonej, takiej jaką ją w 18887 roku tuż przed ślubem widział Malczewski. Jest tu i piękno – młodziutka Maria wygląda olśniewająco, ma się wrażenie, że bije od niej blask, jest naturalność, jest elegancja i jest jakaś nadzieja pomieszana z niedopowiedzeniem.  Widzimy tylko tył i profil Marii, a chcielibyśmy zobaczyć jej całą twarz, to jak prezentuje się przód tej zjawiskowej sukienki. To niedopowiedzenie, jest też w liście, który Malczewski wysłał Marii z Radomia.

„Pisywać będę często i wspólne uczucia które nas wiążą będą komunikacją pewną z Krakowa tutaj i na odwrót. Sądzę, że list czasem zawita tu do mnie, abym się cieszyć mógł z matką i siostrami. Nieprawdaż? Czy mnie Pani bardzo …???"
Jacek Malczewski do Marii Gralewskiej

„Portret narzeczonej” wyróżnia się pośród prac Malczewskiego. Bardzo kojarzy mi się z portretem Heleny Modrzejewskiej Ajdukiewicza też ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie, który bardzo lubię.  Maria Gralewska wygląda jakby nie zwracała na nas uwagi albo na tego kto ją maluje uwagi, chociaż gdzieś tak z tyłu głowy mamy takie przeczucie, że to tylko jej gra, może jakiś flirt.

Ślub odbył się w październiku, 1887 roku. Październik, pomyślałam, zimno, może padać, szaro. A potem przypomniałam sobie, że jesień w Krakowie może być piękna, że planty w złocie i we wszystkich odcieniach brązu wyglądają fenomenalnie. I już się nie dziwię. W kościele mariackim było mnóstwo ludzi, ślub  z rozmachem, Marię do ołtarza prowadził nie tylko ojciec – Fortunant Gralewski ale też Marceli Czartoryski, a Jacka księżna Czartoryska i przyszła teściowa.

Państwo młodzi zamieszkali w kamienicy Marii przy Szczepańskiej. Potem na świat przyszły dzieci: Julia i Rafał. Malczewski dużo wyjeżdżał. Pojawiły się problemy finansowe, mimo wsparcia Lanckorońskiego i Edwarda Raczyńskiego. Pieniądze się jakoś Malczewskiego nie chciały trzymać. Maria była rozczarowana tym, ale też chyba miała inne wyobrażenie ich wspólnego życia, chciała podróżować, bywać, zapraszać. I czasem faktycznie bywali, ale tracili przy tym duże sumy pieniędzy, bo oboje uwielbiali brydża, szczególnie Maria, która odpalając jeden od drugiego papierosa potrafiła grać i przegrywać spore sumy. Sytuacja czasami była niewesoła, bo Maria nie potrafiła się pohamować.  Nie rozumiała też jego wrażliwości, jego sztuki. On był marzycielem, ona twardo stała na ziemi. I to co ją do niego przyciągnęło na tym weselu latem 1886 roku, w codziennym życiu było w końcu nie do wytrzymania.

Jacek Malczewski, "Żona artysty", 1920 r., źródło: Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy

Ale o tym już obraz nie opowiada. Nie opowiada też o kolejnej wielkiej miłości Malczewskiego, Marii Balowej, z którą oprócz romansu połączyło go znacznie więcej. Ona kochała jego sztukę, a on kochał to jak ona tę sztukę kocha i kochał ją. Tę historię, która poważnie zachwiała małżeństwem Malczewskich, opowiadają inne obrazy. Ale to już inna historia, o innej miłości, o innym jej obliczu.