11 sierpnia 2020

Bez kompleksów – opolskie i dolnośląskie

W tym odcinku przyjrzymy się wybornej restauracji, w której wcale nie chodzi o jedzenie. Dowiemy się jak pewna niezdarna chłopka stała się bohaterką najstarszego zdania w języku polskim spisanego ponad 750 lat temu w cysterskim klasztorze. Zajrzymy do warsztatu śląskiego Rembrandta. Odwiedzimy podziemne uzdrowisko w kopalni, w której wydobywano w ścisłej tajemnicy promieniotwórczy uran. A na śląskim Wawelu poszukamy granicy między pewnością siebie a pychą.

Muzea z odcinka:

  1. Pałac Łomnica
  2. Kopalnia Podgórze w Kowarach
  3. Opactwo Cystersów w Henrykowie
  4. Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu

Hasło województwa, które jest głównym bohaterem tego odcinka nieźle mnie zestresowało. „Dolnośląskie. Nie do opowiedzenia. Do zobaczenia.” Także nic tu po mnie, mogę tylko powiedzieć jedźcie na Dolny Śląsk i wyłączyć mikrofon. Ale przyjmuje to wyzwanie. Dziś w odcinku dwa muzea i dwa muzea nie-muzea. 4 ciekawe miejsca opowiadające historię Dolnego Śląska i jej mieszkańców w różnych epokach.

Pałac Łomnica

Liczba dworków, zamków i  pałaców w Polsce jest ogromna. Jest ich mnóstwo. Jeżdżąc po Polsce nawet nie trzeba ich szczególnie wypatrywać, wyłaniają się zza zakrętów, spomiędzy starych drzew dzikich parków.  Z danych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wynika, że najwięcej jest ich na Dolnym Śląsku. Niestety często są w złym stanie, porzucone, zostawione same sobie na pastwę kapryśnej pogody. Ale są też przykłady, które pokazują, że nie musi tak być zawsze, przykłady udanych inwestycji, które oprócz ratunku zabytku, jego okolicy, przyniosły też sukces biznesowy.

Najbardziej znane realizacje to Zamek Książ i Zamek Czocha. Świetnym przykładem konsekwentnego działania, którego celem jest przywrócenie dawnego blasku zabytkowej budowli i wykorzystanie jej historii i uroku jako wyróżnika dla zaaranżowanego tam hotelu i restauracji – jest też Pałac w Łomnicy. Właściwie jest to kompleks kilku zabudowań. Duży Pałac – z 1702 roku, sto lat młodszego Mały Pałac, 9-hektarowy park oraz folwark na terenie które znajdują się Stary Spichlerz, Obora, Stajnia, Stodoła z XVIII/XIX w. oraz Dom Zarządcy.

Historia pałacu sięga średniowiecza. Pierwsze wzmianki pojawiają się w XIV wieku, potem pałac, a właściwie cały majątek, przejmowali kolejni właściciele. Jest ich naprawdę długa lista, między innymi znana śląska arystokratyczna rodzina von Zedlitz, rodzina podpułkownika wojsk cesarskich Matthiasa de Thomagnini… to za ich czasów czyli na początku wieku XVIII pałac został przebudowany i nabrał mniej więcej znanego do dziś wyglądu – czyli budynku na rzucie kwadratu z charakterystycznymi narożnymi alkierzami. Przypuszczalnie przebudową zajmował się Martin Frantz. Autor kilkudziesięciu budowli barokowych na Śląsku – kolegiat, klasztorów, kościołów, zamków, zaprojektował nawet budynek stajni.

Kolejnym właścicielem był  kupiec z pobliskiej Jeleniej Góry Christian Menzel, z okresu kiedy to do niego należał majątek pochodzi tzw. Dom Wdów – Mały Pałac, był on budowany dla jakiegoś starszego członka rodziny – widocznie Christian chciał mieć tę osobę blisko, ale może niekoniecznie miał ochotę z nią czy z nim mieszkać. Osobny pałacyk to rozwiązanie idealne.

W latach 30. XIX wieku majątek zakupił pruski ambasador na dworze sycylijskim Carl Gustav Ernst von Kuster. Przebudował on pałac w stylu klasycystycznym według projektu architekta Alberta Tollberga, ucznia sławnego pruskiego architekta Karla Friedricha Schinkla, jednego z wybitniejszych architektów swoich czasów, z pewnością na terenie Prus. Zmian dokonano w zakresie układu pomieszczeń, wzniesiono reprezentacyjną klatkę schodową, dodano kondygnacje, powiększono otwory okienne.

Zamek w Kórniku

Schinkel uważany jest za pioniera naukowego podejścia do zagadnień konserwacji zabytków. Jako pierwszy postulował wykonywanie inwentaryzacji przed rozpoczęciem prac konserwatorskich.

Nadzorował, między innymi, roboty konserwatorskie na zamku w Malborku. Lista zrealizowanych projektów Schinkla zdaje się nie mieć końca, do najsłynniejszych należy z pewnością budynek Altes Museum na Wyspie Muzeów w Berlinie, na terenie Polski jest to pewnie zamek w Kórniku, lub może Pałac w Owińskach

Projektował pałace, zamki, kościoły, gmachy użyteczności publicznej. Podobno zapracował się na śmierć – pierwsze problemy ze zdrowie zaczął mieć na początku lat 20. XIX wieku, wynikały one z chronicznego zmęczenia. Potem było już tylko gorzej, ostatecznie zmarł w 1841 roku był w śpiączce, którą poprzedził udar mózgu.

Przy pałacu założono w poł. XVIII wieku malowniczo położony 9 hektarowy park krajobrazowy w stylu angielskim tworzący jedną całość razem z położonym po drugiej stronie rzeki parkiem Pałacu Wojanów.

Po 1945 roku, po zdobyciu Dolnego Śląska przez Armię Czerwoną, właściciele zmuszeni byli opuścić pałac. Wyjechali z Łomnicy na Zachód. W Pałacu urządzono szkołę, która funkcjonowała tutaj póki było to bezpiecznie dla dzieci. Aż wreszcie przestało być całkiem bezpiecznie. Nikt nie dbał o budynek, władza ludowa miała inne priorytety. Brakowało nawet niewielkich sum, które mogłyby uratować warte miliony, historyczne budynki. Renowacja architektury (w dodatku niemieckiej) nie było wysoko na liście priorytetów. Właściwie, w ogóle jej nie było. Częściowo zawalił się dach i stropy. W takim stanie budynek przetrwał do początku lat 90.

Ratunek przyszedł od dawnych właścicieli.  Ulrich von Küster wnuk ostatniej właścicielki i jego przyszła żona nabyli pałac w jednym celu – uratować w ostatniej chwili ten cenny zabytek. Na początku byli oni zdani jedynie na siebie. Otrzymali wsparcie od indywidualnych darczyńców, różnych fundacji i stowarzyszeń. Tylko dzięki temu wspólnemu polsko-niemieckiemu zaangażowaniu i wysiłkowi udało się uratować niemal już utracony pałac.

Po 5 latach nieustających prac, w 1996 roku odbyło się uroczyste otwarcie. Zachował się archiwalny film z tego wydarzenia, w charakterystycznym stylu programów z lat 90. Na spokojny głos lektora opowiadającego o historii pałacu nałożone są naprawdę dramatyczne zdjęcia z pałacu sprzed remontu – gołe ściany z których sypie się tynk, smutne puste okna, wybrakowany dach.

Przyszedł czas na park, już prawie całkiem zdziczały, bardzo zaniedbany. Przez lata zwożono tu śmieci, zniszczone sprzęty, gruz. Park był w opłakanym stanie i wymagał bardzo dużych nakładów finansowych i pracy.  A w latach 2007-2018 trwała renowacja historycznego Folwarku Łomnickiego, który również znajdował się w bardzo złym stanie technicznym.

Folwark Łomnicki. Obecnie m.in. restauracja, sklep i hotel
Wystawa w Pałacu w Łomnicy

Właściwie to na tych pracach właściciele Łomnicy mogliby zakończyć. Podarowali całej okolicy drugie życie. Ale postanowili jeszcze opowiedzieć, rozpropagować historię Łomnicy. To taka wisieńka na torcie tej łomnickiej restauracji. I postanowili to zrobić z pomysłem.

Zorganizowali we wnętrzach pałacu wystawę „Trzy wieki życia w Pałacu Łomnica”. Co w tym nadzwyczajnego? Nie ma przewodnika, tę rolę pełnią krótkie filmy fabularne, jest ich ponad 60. Wchodzi się do konkretnej sali i aplikacja sugeruje filmy związane z tym wnętrzem. Widać jak płynęło codzienne życie w pałacu na przestrzeni lat, jak używane były dane sprzęty, czym zajmowali się ich mieszkańcy (dorośli i dzieci).

Co ważne produkcja filmów poprzedzona była dogłębnymi badaniami źródeł historycznych przez grono ekspertów. Jest to po prostu żywa historia. Oby innym dworkom, zameczkom i pałacom poszczęściło się tak jak Łomnicy, która po latach znowu tętni życiem i tworzy kolejny rozdział historii tej okolicy.

Kopalnia Podgórze w Kowarach

W czasie kiedy w podupadającym pałacu w Łomnicy odbywały się lekcje matematyki, geografii czy biologii do pobliskich Kowar zaczęli przyjeżdżać z Cieplic pierwsi kuracjusze zaciekawieni możliwościami jakie niesie za sobą terapia radoczynna, czyli terapia radonem. W szybie kopalni Podgórze otwarto właśnie inhalatorium – jedyny taki obiekt w kraju i jeden z niewielu na świecie.

Turnus trwał 14 dni, kuracjusze rozsiadali się na leżakach, a właściwie metalowych łóżkach (można je oglądać do dziś) i przez godzinę wdychali radon. Skąd radon w kopalni? Radon jest radioaktywnym gazem szlachetnym, występuje naturalnie, jako produkt rozpadu radu, który z kolei powstaje z obecnego w przyrodzie w sporych ilościach uranu. Tak jest – radioaktywnym, ale w małych ilościach ma właściwości lecznicze.

W dużych ilościach radon jest bardzo szkodliwy, górnicy pracujący w kopalni w latach 50. byli regularnie podtruwani. Górnicy pracujący w kopalniach nie wiedzieli, co wydobywają, i jaki ma to wpływ na ich zdrowie, choć wielu z nich – według relacji krewnych – uskarżało się na skutki uboczne pracy z „materiałem”. Robert Klementowski przytacza przypadek górnika Józefa Buczkowskiego. Wskutek ręcznego sortowania uranu cierpiał na bóle głowy i chroniczną niemoc, zaś z rąk schodziła mu skóra. Członkowie rodzin górników opowiadali o przypadkach wypadania zębów i włosów oraz odpadających paznokciach. Choroby płuc i dróg oddechowych nękały połowę zatrudnionych. Pylica była najczęstszą przyczyną przedwczesnych zgonów. Górnicy nosili co prawda maski przeciw pyłowi, ale maski były z azbestu. Z deszczu pod rynnę.

Zatrudnieni w kopalniach sprawdzali licznikiem Geigera zawartość uranu w rudzie, biorąc każdy odłamek do ręki – bez rękawic, masek czy kombinezonów. W sortowni zatrudniano kobiety niejednokrotnie ciężarne. Tych szkód nie rekompensowały nawet stosunkowo wysokie zarobki, dodatki i długie urlopy.

Jedocześnie pilnowano by te informacje nie przedostały się do opinii publicznej ponieważ to co działo się w Kowarach było ściśle tajne. Terenu pilnowali polscy i radzieccy żołnierze. Pracowników kopalni nieustannie pilnowali funkcjonariusze UB, a wielu górników trafiało do więzień. Wprowadzono przepustki, które pozwalały na wjazd i wyjazd z miasta.

I władze pilnie strzegły tej tajemnicy od samego początku, czyli od mementu kiedy dowiedziały się, że w kopalni w Kowarach wydobywano już wcześniej rudę uranu – tak potrzebną Rosjanom do realizacji swojego programu nuklearnego. Uran – źródło izotopu 235, niezbędnego do skonstruowania bomby. Stalinowi bardzo na tym zależało.

Polski rząd podpisał z ZSRR mowę w sprawie poszukiwania, wydobycia i eksportu rudy uranu. Polacy zaczęli sprzedawać wydobyty uran do ZSRR – czy to się opłacało to już osobny temat. Ten układ trwał krótko, nawet nie dekadę, Rosjanie szybko zorientowali się, że złoża uranu w Polsce nie są duże i przestali inwestować w wydobycie.

Z kopalni wydobyto około 200 ton rudy uranowej. Możliwe, że uran z Kowar posłużył do konstrukcji bomby atomowej rds1. Replika radzieckiej bomby atomowej RDS-1. Oryginał, zdetonowany w Semipałatyńsku w 1949 roku, oficjalnie miał moc porównywalną z bombą zrzuconą na Nagasaki 9 sierpnia 1945 roku.

Kowarskie Kopalnie to jedyne miejsce w Polsce, gdzie uran można zobaczyć w postaci naturalnej. Teraz znajduje się tu trasa turystyczna. Idąc wydrążonym w 1954 roku korytarzem – sztolnią 19a poznaje się historię górnictwa trwającą od XII w. (pierwotnie wydobywano tu rudę żelaza), warunki pracy górników, można zobaczyć sprzęty którymi się posługiwali (młoty pneumatyczne, stare liczniki Geigera, maski), można też oglądać największą kolekcję szkła uranowego.

Szkło o pięknym jasnozielonym wybarwieniu, które mieni się w świetle słonecznym i świeci pod wpływem ultrafioletu. Nie było szczególnie popularne w Polsce, wyroby ze szkła uranowego produkowała Huta Szkła Hortensja w Piotrkowie Trybunalskim. Niewykluczone, że widzieliście kieliszki lub wazon z takiego szkła. Zresztą wystarczy zajrzeć na allegro czy na OLX – jest całkiem sporo ofert. Przestano je produkować do dużą skalę, bo niesłusznie kojarzyło się z bombą atomową i szkodliwością promieniotwórczą uranu.

 

Szkło uranowe w kopalni Podgórze

W kopalni znajduje się też najgłębsze nurkowisko w Polsce, ma ponad 200 metrów. W 2015 rok Michał Rachwalski pobił tu rekord nurkowania głębinowego na terenie Polski – zanurzył się na głębokość 157 metrów, to mniej więcej tyle co budynek hotelu InterContinental w Warszawie i ponad 10 metrów więcej niż SeaTowers w Gdyni. Cała przedsięwzięcie trwało ponad 3 godziny z czego większość zajęło wynurzenie. Pytany o to o czym myślał podczas bicia rekordu nurek powiedział, że myślał przede wszystkim o tym żeby wyjść.

Nie da się ukryć, że w jest w zwiedzaniu takich miejsc jak kopalnia Podgórze coś niepokojącego i to oprócz fantastycznych przewodników -pasjonatów,  jest siłą tego miejsca. Chodzi o lekkie napięcie – dobrze czasem doświadczyć takich emocji.

Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu

Są takie miejsca na mapach, które aż proszą się o to by założyć tam miasto. Wysuwają wszystkie możliwe geograficzne argumenty – taką idealną lokalizacją był skraj Równiny Grodkowskiej, będącej częścią Niziny Śląskiej, miejsce na brzegu Odry znajdujące się na południowy – wschód od Wrocławia – miejsce, w którym w 1248 roku ulokowany został Brzeg.  Podobno pierwsi mieszkańcy osiedli się tu ponad 1800 lat temu. Ale tego nie wiadomo na pewno.

To co wiadomo to to, że to idealne miejsce na postój na przykład w drodze na południe. Pieszo do Wrocławia około 9 godzin, ale konno tylko około 3. Henryk III Biały uznał, że ta osada targowo-rybacka, ma spory potencjał i jest całkiem dobrym miejscem na siedzibę namiestnika książęcego. Brzeg się zmieniał, powstawały umocnienia, wytyczone zostały ulice.

W Brzegu znajdował się też już zamek, około 1300 roku wzniesiona została kwadratowa, ceglana wieża, nazwana później Wieżą Lwów, gdyż na jej zwieńczeniu znajdowały się kamienne lwy. Dolna część wieży zachowała się do dziś, jako najstarsza część zamku.

Po 1311 roku, kiedy wyodrębnione zostaje osobne księstwo brzeskie zamek stał się siedzibą książąt brzeskich  i to już zobowiązywało – zamek się rozbudowywał, pod koniec lat 60. XIV wieku powstała m.in. gotycka kaplica św. Jadwigi. Ale dopiero przebudowa z XVI wieku nadała zamkowi prawdziwego blasku i sprawiła, że mówi się o nim prawie 500 lat później.

W latach 1541–1544 wzniesiono południowe skrzydło, a między 1544 a 1547 r. powstało skrzydło wschodnie. 17 października 1547 r. zmarł książę Fryderyk II, a nadzór na pracami budowlanymi przejął jego syn Jerzy II.

Książę Jerzy miał niezłe wyczucie – czasu i stylu, śledził pewnie najnowsze trendy w sztuce. XVI-wieczna przebudowa zamku w Brzegu to majstersztyk. Wzorem miał być  przebudowany na początku wieku Zamek Królewski na Wawelu (inicjatorami tego przedsięwzięcia byli królewicz Zygmunt i król Aleksander Jagiellończyk, którzy chcieli, aby zamek wybudować w nowym stylu renesansowym.  Do Krakowa sprowadzono Franciszka Florentczyka, po którym prace kontynuował Bartłomiej Berecci).

Najistotniejszym elementem rozbudowy zamku była brama, a właściwie cały budynek bramny (zachowany do dziś w prawie niezmienionej formie) – jest to manifestacja autorytetu politycznego księcia.

 

Budynek bramny, źródło: Muzeum Piastów Śląskich w Brzegu

Mamy 3 kondygnacje, dolna asymetryczna nawiązuje w formie do rzymskiego łuku triumfalnego – pierwsza sugestia księcia (łuki tirumfalne w starożytnym Rzymie stawiane były dla upamiętnienia ważnej, uznania jego zasług, zwycięstw).

Kolejne kondygnacje są już symetryczne i oparte na zasadzie złotego podziału dążące do harmonii– podział odcinka na dwie części tak, by stosunek długości dłuższej z nich do krótszej był taki sam, jak całego odcinka do części dłuższej.

W dekoracyjnym fryzie nad parterem dominują dwa posągi księcia Jerzego II i jego żony. Są one naturalnej wielkości, oba szczegółowo opracowane. Jerzy II jest modnie ubrany. Ma mocno zaznaczone strojem szerokie ramiona, bufiaste rękawy.  W okolicach krocza spod materiału widać mieszek, ważną część ubioru. Mieszki miały kształty nawiązujące do genitaliów, pełniły funkcje podręcznego schowka np. na drobne monety.

Książe ma na głowie płaski beret – najmodniejsze w tamtym czasie nakrycie głowy, ma starannie wystylizowaną długą brodę – stoi bardzo pewnie na szeroko rozstawionych nogach – kolejny szereg manifestacji – bogactwo, pewność siebie. Jego postawę porównuje się do Henryka VIII Tudora na obrazie Holbeina.

Kolejna kondygnacja to dwa rzędy popiersi przodków – album rodzinny sięgający aż do początków dynastii piastowskiej. Album rodzinny, ale z podtekstem – mówiący raczej, patrzcie jestem Piastem, moje prawo do władzy jest niepodważalne. Popiersia Piastów na fasadzie budynku bramnego opierają się częściowo na drzeworytach z Kroniki Macieja Miechowity z 1519 roku, są dość schematyczne, ale widać, że ich autor Andrzej Walter I starał się zaznaczyć cechy indywidualne postaci – różne są nakrycia głowy, stroje, insygnia.

Hans Holbein, Portret Henryka VII, ok. 1537 r. Walker Art Gallery, Liverpool oraz karton z National Gallery w Londynie

Przebudową zamku zajmowali się włoscy architekci Jakub i Franciszek Parr, tzw. Komaskowie, architekci z okolic jeziora Como we Włoszech, po wł. maestri  comacini. Komaskiem był na przykład autor przebudowy poznańskiego ratusza Giovanni Battista di Quadro.

W Polsce zaczęli się pojawiać w latach 20. XVI wieku, Śląsk wybrali na swoją bazę, odegrali bardzo dużą rolę w rozpowszechnieniu na tym terenie renesansu. Najważniejszy ze śląskich warsztatów napływowych architektów prowadziła rodzina Pario (Parr).

Dekoracja bramy jest ostentacyjna, to jawna demonstracja siły, ale też wyraz błyskotliwości księcia, który zręcznie wykorzystał przebudowę zamku – budynek bramny jest jego wizytówką. Centralny punkt bramy – figura księcia:  „Jestem Jerzy II”, wyżej: „Jestem Piastem, z tych Piastów”, i wreszcie parter- łuk triumfalny – „Jestem zwycięzcą”. Otrzymując taką wizytówkę bezpośrednio przed spotkanie każdy czułby się trochę onieśmielony. I to chodziło. Taka była rola tej dekoracji.

Jerzy III w 1658 r. wybudował obok ujeżdżalnię. Nieopodal mieściły się: kuźnia, pracownia krawiecka i szewska. Po lewej znajdowały się: piekarnia, browar, rzeźnia, pralnia oraz stajnia dla koni zaprzęgowych. Pomiędzy zamkiem a wałem obronnym rozpościerał się sad z założonymi w 1668 r. przez ks. Chrystiana pomarańczarnią, placem zabaw, ptaszarnią i strzelnicą. Książęce ogrody otaczały zamek także od strony Odry i miasta.

W 1675 r. na zamku zmarł ostatni potomek z linii Piastów śląskich – Piastowie tej linii (legnicko-brzeskiej) byli najdłużej rządzącymi potomkami pierwszej polskiej dynastii panującej. Rezydencja zaczęła podupadać. Do momentu, w którym powstało tu Muzeum Piastów Śląskich, zamek pełnił funkcje karczmy, koszar, magazynu. W latach 1966–1990 budowlę odbudowano według stanu jaki istniał w XVI w. Odnowiono Bramę Wjazdową, krużganki i kilka sal.

ZBIORY

Tradycje kolekcjonersko-muzealne w brzeskim zamku sięgają XIV wieku. Gromadzenie dzieł sztuki rozpoczął Ludwik I. Jerzy II utworzył gabinet sztuk i osobliwości, zgromadził też bardzo bogaty księgozbiór. Biblioteka w Brzegu powstała w XIV wieku, dopiero w poł. XVII wieku powstał inwentarz, w którym spisanych jest ponad 800 pozycji – były to rękopisy o bardzo różnej tematyce religijnej, filozoficznej, przyrodniczej.

Chyba najciekawszym eksponatem jest oryginalny zeszyt wnuka Jerzego II – Jana Chrystiana (czyli mowa tu o początku XVII wieku). Jest to zeszyt do nauki matematyki, oprócz rachunków w słupkach, nastoletni książę próbował opanować geometrię i taktykę militarną – ciekawe, że na matematyce. Na pierwszej stronie zeszytu książę napisał datę 1607 roku, zamiast zera narysował serce. Mniej więcej w tym czasie poznał swoją przyszłą żonę Dorotę Sybillę (wiadomo, że przed 1609 roku oboje przebywali w Krośnie Odrzańskim). 12 grudnia 1610 w Berlinie Jan Chrystian poślubił Dorotę Sybillę. Małżeństwo trwało 14 lat.

We wnętrzach zamku w Brzegu oglądać można kilka wystaw stałych poświęconych m.in. Piastom Śląskim (w tym strojom historycznym od XIII do XVII wieku), sztuce śląskiej (między innymi malarstwo Willmanna). Na stronie internetowej zamku można się udać na wirtualny spacer po salach zamku, ale także przejść krużgankami, stanąć na dziedzińcu i wejść do podziemi, w których znajduje się m.in. rzeźba ukochanego psa ks. Jerzego z XVI wieku.

Opactwo Cystersów w Henrykowie

Rozbicie dzielnicowe nigdy nie było moim ulubionym okresem w historii Polski, miało wyjść sprawiedliwie i dobrze, a wyszło jak zwykle. Polska XII wiek. Kraj podzielony jest na dzielnice i właściwie pogrążony w ciągłym konflikcie. Władcy poszczególnych dzielnic, które dodatkowe dzielone są na mniejsze wciąż się zmieniają.

Henryk Brodaty a właściwie Jędrzych I Brodaty rodzi się około 1170 roku jako czwarty syn Bolesława Wysokiego, czyli wnuk Władysława Wygnańca, a prawnuk Bolesława Krzywoustego. Henryk jest czwartym synem więc może być właściwie spokojny, najpewniej zostanie przeznaczony do stanu duchownego. I pewnie by tak było gdyby nie śmierć starszych braci – Henryk staje się jedynym spadkobiercą, Bolesław skupia się na przygotowaniu syna do objęcia władzy – kiedy umiera w 1201 roku Henryk jest gotowy. Chociaż radzi sobie różnie, na przemian zyskuje i traci ziemie. Podejmuje kilka słusznych decyzji. Jedną z nich jest zgoda na fundację opactwa cysterskiego w Henrykowie.

Pomysł nie był co prawda jego, z inicjatywą wyszedł naczelny notariusz jego kancelarii Mikołaj, a fundatorem został syn Brodatego – Henryk Pobożny. Henryk Brodaty miał powiedzieć:

„Mój ojciec Bolesław założył klasztor w Lubiążu, ja ufundowałem klasztor w Trzebnicy, mój syn niech pozostawi pamiątkę po sobie – klasztor henrykowski”
Henryk Brodaty

Klasztor miał zapewnić poddanym ochronę przed siłami zła, przez fundację władca zwiększał swój autorytet. Duże nakłady na fundację, wyposażenie i utrzymanie klasztoru miały zwracać się nie tylko w skutecznej modlitwie, ale przede wszystkim w pozycji politycznej.

Padło na cystersów, właściwie wybrał ich Mikołaj, zdaje się jednak, że Brodaty chętnie zgodził się również przez to, że jego żona Jadwiga (późniejsza święta) była silnie związana z żeńskim zakonem cysterek. Pierwszych zakonników sprowadzono z istniejącego wcześniej klasztoru w Lubiążu. Z biegiem czasu opactwo rozrastało się, mnożyły się zabudowania klasztorne. W skład całego kompleksu wchodziło kilkadziesiąt budynków m.in. oficyna mieszkalna, dawna szkoła łacińska, dawna wozownia, budynek dawnego szpitala, dom czeladzi, mur obronny, budynek oranżerii, pawilon ogrodowy, Brama Górna, dawna kancelaria klasztorna, Brama Dolna, kościół pomocniczy, Brama Parkowa, Spichlerz.

Najcenniejszym budynkiem jest kościół parafialny pw. Wniebowzięcia NMP i Jana Chrzciciela pochodzący z XIII wieku, a rozbudowywany w XIV, XVII i XVIII stuleciu.

Jak przeczytać można w sumiennie wykaligrafowanym opisie opactwa cysterskiego wiszącym na jego terenie: „Kościół to wielkie muzeum, setki eksponatów o wielkiej wartości artystycznej.”

Wielką wartość artystyczną mają po pierwsze barokowe stalle o niezwykle bogatej dekoracji rzeźbiarskiej, wykonane przez Thomasa Weisfeldta w latach 1702-10, z zapleckami zdobionymi płaskorzeźbami ze scenami z życia Chrystusa i Marii oraz ośmioma rzeźbami Ojców Kościoła i świętych. Dębowy, renesansowy trzon stalli pochodzi z 1567, dekoracja jest bogato rzeźbiona akantem i muszlami. Zaplecki zdobione 36 płaskorzeźbami przedstawiającymi sceny z życia Chrystusa, wykonane zostały w drewnie lipowym. Po 1700 dodano loże opata i przeora, a całość wzbogacono o cztery pary wolno stojących figur św. Grzegorza Wielkiego, Eugeniusza III, św. Hieronima, Konrada de Poitiers, św. Benedykta i św. Bernarda.

Po drugie obrazy Michaela Willmana („Boże Narodzenie w wizji św. Bernarda” z około 1700 r. umieszczony jest w polu środkowym ołtarza głównego; w nawach bocznych korpusu umieszczono dzieła  namalowane w latach 1676-78, są to: „Ukrzyżowanie”, „Sądzenie Chrystusa”, „Pokłon Trzech Króli”, „Chrystus uzdrawiający” oraz „Chrystus i Maria Magdalena”).

Autoportret Michaela Willmanna, 1682 r. (Muzeum Narodowe we Wrocławiu)

Michael Willmann 

nazywany jednym z najwybitniejszych artystów doby baroku w Europie Środkowej, śląskim Rembrandtem, Rubensem, Rafaelem… A tak naprawdę zdaję się, że miał cechy każdego z nich.

Początkowo uczył się malarstwa u swego ojca. Bardzo ważna dla jego kariery okazała się podróż do Amsterdamu w połowie XVIII wieku.  Poznał tam m.in. prace Rembrandta, Rubensa oraz van Dycka a także malarstwo włoskie z kolekcji holenderskich.

W 1660 r. na zaproszenie opata klasztoru cystersów osiedlił się w Lubiążu. Otworzył tam pracownię malarską.

Największe zbiory prac Willmanna znajdują się w w Krzeszowie, Muzeum Narodowym we Wrocławiu oraz w Henrykowie. Jego obrazy można też znaleźć w warszawskich kościołach, gdzie trafiły z klasztoru w Lubiążu.

Willmann był artystą bardzo płodnym. Do naszych czasów przetrwało około 300 dzieł jego autorstwa. Tylko w samym Lubiążu powierzchnia dzieł Willmanna w przypadku obrazów na płótnie wynosiła 300 m², w przypadku fresków – aż 620 m². Poza tym był również sprawnym organizatorem pracy, był wszechstronny, miał biznesowe podejście.

Obecnie w Henrykowie znajduje się Metropolitalne Wyższe Seminarium Duchownie z Wrocławia i choć nie ma tu muzeum to wnętrza klasztorne można zwiedzać. To takie muzeum – nie-muzeum. W jednej z sal, którą zwiedza się pod czujnym okiem gospodarza znajduje się Księga Henrykowska, a właściwie jej faksymile. Ponieważ oryginał przechowywany jest w Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu. Zresztą duża część bogatego księgozbioru opactwa została po kasacji klasztoru wywieziona w różne miejsca, m.in. Berlina, Drezna.

Księga założenia klasztoru świętej Marii Dziewicy w Henrykowie powstała  jako spis dóbr klasztornych po najeździe mongolskim w 1241. Zawiera ona opis dziejów założenia, uposażenia oraz posiadłości należących do klasztoru cystersów w Henrykowie.

Cała księga napisana jest po łacinie, ale w notatkach z  1270, na karcie 24 znajduje się zdanie, które jest uważane za najstarsze zapisane w języku polskim.

Opat Piotr opisuje wieś Brukalice, należącą do dóbr klasztornych. Opisuje jednego z jej mieszkańców Czecha Bogwała, a właściwie fragment jego rozmowy z żoną, żony nie znamy z imienia, była pochodzenia chłopskiego i podobno nie była zbyt urodziwa – używając opisu opata „chłopka gruba i zupełnie niezdarna”. Żona Bogwała Czecha stała bardzo często przy żarnach mieląc. Litując się nad nią mąż jej Bogwał mówił: „Sine, ut ego etiam molam” – to jest po polsku: „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj!”.

Tłumaczenie: Daj, niech ja pomielę (pokręcę żarna), a ty odpoczywaj.

Według niektórych językoznawców, ostatnie słowo powinno być odczytane jako „podziwiaj”, czyli popatrz, przyjrzyj się, i miało stanowić aluzję do niezdarności jego adresatki. Trudno powiedzieć czy Boguchwałowi skończyła się cierpliwość, czy może było mu żal zmęczonej żony i chciał ją wyręczyć. A może Boguchwał i jego żona tworzyli po prostu związek partnerski i wymieniali się obowiązkami. Tego się nigdy nie dowiemy:)

 

Zauważyłam, że w  narracji o Dolnym Śląsku pojawia się bardzo dużo porównań  – Brzeg jak Wawel, Jerzy II jak Henryk VIII,  Willmann jak Rembrandt, Rubens, Rafael. A cały region jak Dolina Loary. Mam mieszanie uczucia. Rozumiem, że chodzi o to żeby pomóc skojarzyć cechy, budowle, osoby, z innymi, może bardziej znanymi,  jakoś je sobie uporządkować, popatrzeć na nie w kontekście – co zawsze wzbogaca odbiór.

Ale równocześnie takie porównania sugeruje, że jest jakiś oryginał, do którego dana rzecz jest porównywana. Zawsze odbiera coś temu kto jest porównywany. Nie zakładam, że takie były intencje. Myślę, że raczej chodzi o podniesienie rangi, a nie umniejszenie tym obiektom.

Czy jest to potrzebne? Moim zdaniem nie, bo Dolny Śląsk naprawdę nie powinien mieć kompleksów. To niezwykle różnorodny artystycznie region. Mamy tu architektoniczne perełki wielu epok, renesansu, baroku, działania fundacyjne zakrojone na bardzo szeroką skalę. A w zbiorach przykłady wyśmienitego malarstwa, rzeźby, sztuki użytkowej.