Awangarda daleko od wszystkiego – Galeria 72 w Chełmie
W tym odcinku po raz kolejny przekonujemy się, że miejsce to ludzie. Dzięki parze przyjaciół – artyście i krytyczce sztuki – na początku lat 70. w Chełmie, daleko od wszystkiego, powstała galeria sztuki współczesnej - Galeria 72 (Muzeum Ziemi Chełmskiej). Bardzo szybko stała się jednym z najważniejszych punktów na artystycznej mapie Polski i od lat udowadnia, że polska awangarda jest atrakcyjna, fascynująca, ważna i była kluczowa dla rozwoju współczesnych sztuk wizualnych.
Sztuka współczesna to nigdy nie był to mój pierwszy kierunek zwiedzania, ani zainteresowania, ani badania. A to dlatego, że czuję się przy sztuce współczesnej niepewnie, mam zawsze wrażenie, że ona nie mówi mi wszystkiego. Albo, że ja nie jestem w stanie zobaczyć w niej tego co ona chce powiedzieć. Nie możemy się dogadać po prostu.
ALE! Przyszedł na nią czas i to w takiej chyba trochę nieoczywistej postaci – w postaci kolekcji Galerii 72, która działa w ramach Muzeum Ziemi Chełmskiej im. Wiktora Ambroziewicza w Chełmie. Czyli daleko, daleko, za Lublinem, prawie pod samą granicą z Ukrainą. A to konkretne miejsce, Galerię 72, podpowiedział mi… deszcz.
Początek czerwca 2021 roku spędziłam w Warszawie, to było tylko kilka dni dlatego chciałam wycisnąć z nich wszystko co się da. Zwiedzania było dużo i bardzo intensywnie. Miałam wszystko pięknie zaplanowane, w tym sprawdzoną pogodę i tego dnia kiedy do zobaczenia miałam wystawy w różnych miejscach, w różnych muzeach szansa opadów to było 1%. No więc idealnie. Nie wzięłam nawet parasola żeby mieć lżejszą torebkę. Wszystko przemyślane.
Kiedy wychodziłam z Zamku Królewskiego zaczęło lekko kropić. Prawie niewyczuwalnie. Ale już mniej więcej na wysokości pomnika Mickiewicza jasne było, że to nie jest nieszkodliwa mżawka. I wtedy na szczęście zobaczyłam ją – Galerię Kordegarda, nieduży budynek, który był kiedyś strażnicą pałacu Potockich – teraz w pałacu swoją siedzibę ma Ministerstwo Kultury, a w strażnicy jest nieduża galeria sztuki, kiedyś część Zachęty, teraz galeria działa pod skrzydłami Narodowego Centrum Kultury. Przypomniały mi się też zdjęcia z otwarcia nowej wystawy, sprzed dosłownie kilku dniu, które mignęły mi na Facebooku. No i weszłam.
Ta wystawa to 72/21. Kolekcja Galerii 72. Nie spodziewałam się fajerwerków, właściwie nie miałam żadnych oczekiwań. Miałam po prostu otwartą głowę – to było coś spoza mojego planu, pomyślałam „dam się zaskoczyć” – sztuka współczesna i to w wersji abstrakcyjnej, przede wszystkim abstrakcja geometryczna. No zobaczymy.
Kiedy weszłam w środku była już starsza pani i pan, para, cicho rozmawiali między sobą, oglądali bardzo uważnie każdą pracę. Nie słyszałam co mówili. Ale w pewnym momencie zapytali o coś panią z Kordegardy, opiekunkę ekspozycji, która była na miejscu. I tę rozmowę słyszałam bardzo dokładnie, bo to naprawdę nie jest duże wnętrze – trudno było nie słyszeć.
Okazało się, że starsza pani była w Chełmie w Galerii 72 jeszcze latach 70, czy na przełomie 70 i 80, w każdym razie na początku funkcjonowania galerii. Mówiła, że już wtedy była zaskoczona kolekcją, że w takim Chełmie, który zdaje się nie zrobił na niej wtedy najlepszego wrażenia, zobaczyła prace na światowym właściwie poziomie. Nie pamiętała dokładnie nazwisk ani konkretnych tytułów, które ją zachwyciły, nie mogła sobie przypomnieć czy któraś z tych prac jest teraz w Kordegardzie.
Powiedziała, że z tej wizyty najbardziej pamięta, że była pod wrażeniem. Pomyślałam sobie, że to świetna recenzja, że ktoś kto był w danym miejscu kilkadziesiąt lat temu i wciąż pamięta, że był pod wrażeniem i to recenzja z pierwszej ręki! Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu. Poznać historię Galerii 72.
Tym bardziej, że wciągnęły mnie też prace, które zobaczyłam w Kordegardzie – na przykład Adam i Ewa z „Cyklu opisanie świata” Romana Opałki, do którego mam dużą słabość, a ta litografia zrobiła na mnie spore wrażenie, bo jest szalenie aktualna, mimo że powstała w 68 roku – jest o początku i końcu, ludzkości i świata w ogóle, o przeludnieniu. Zerknijcie na nią, można ją spokojnie znaleźć w internecie. Jest też w Kordegardzie Victor Vasarely, Henryk Stażewski – absolutnie ikoniczni artyści kiedy mówimy o sztuce współczesnej i o sztuce w ogóle.
No właśnie – i jak to się stało, że Chełmie – tak daleko od wszystkiego, powstało takie ważne miejsce gromadzące i popularyzujące sztukę awangardową najwyższej klasy? Jak to zwykle bywa, stali się ludzie. Bo miejsce to najczęściej ludzie. I w Chełmie też tak było. A ci ludzie to przede wszystkim Kajetan Sosnowski i Bożena Kowalska. Przyjaciele. On artysta malarz, organizator życia artystycznego w powojennej Polsce – myślę, że można tak powiedzieć o kimś kto był i redaktorem czasopism, założył ważną grupę artystyczna – Grupę 55 (a w latach 50. grupy artystyczne to była ogromna siła nowej sztuki). Sosnowski zarządzał, inicjował, wystawiał. Żył sztuką.
Bożena Kowalska to krytyczka sztuki, studiowała u Stażewskiego, pracowała przez wiele lat w Zachęcie, wiedziała o wszystkim co działo się w sztuce w tamtym czasie, znała każdego kogo warto było znać. Na bieżąco komentowała co dzieje się w sztuce, a działo się bardzo dużo. W okresie odwilży, czyli w połowie lat 50. artyści zaczęli eksperymentować, szukać nowych rozwiązań. Organizowane były wystawy, plenery, sympozja. Często i chętnie te inicjatywy wspierane były finansowo przez władze. Oczywiście jak ktoś się dobrze potrafił zakręcić, i dogadać. Sama Bożena Kowalska zresztą wspomina, że w latach 60. nie było problemu z pieniędzmi na awangardę i też pewnie, między innymi, dzięki temu, polska awangarda zyskała w konsekwencji międzynarodowa rozpoznawalność, z niej wyrosły takie nazwiska jak Winiarski, Opałka czy Abakanowicz.
Powstawały też galerie artystyczne, często to były inicjatywy samych artystów, tak było w Chełmie. Pewnego wiosennego dnia 1972 roku Kajetan Sosnowski przyjechał do Chełma na spotkanie ze swoimi kolegami z dawnych lat, to była taka ich tradycja. Sosnowski chodził w Chełmie do szkoły, bardzo dobrze wspominał tamte czasy. Potem wszyscy się rozjechali w swoje strony, ale starali się regularnie przyjeżdżać do Chełma i spotykać. W tym czasie w Chełmie było już muzeum, ale jego zbiory obejmowały przede wszystkim historię regionu i miasta. Sosnowski zamarzył sobie w Chełmie sztukę współczesną.
Nie zastanawiał się długo, umówił się na spotkanie z kierownikiem Wydziału Kultury Powiatowej Rady Narodowej w Chełmie, panem Stachirą. Panowie usiedli, porozmawiali. Podobno wyglądało to mniej więcej tak, że Sosnowski powiedział: mam taki i taki pomysł, a Stachira, który był człowiekiem bardzo chętnym do działania i jak to mówi Bożena Kowalska „najwyższej klasy” powiedział: no to robimy. A czy pan by chciał to prowadzić? A Sosnowski na to: tak, dlaczego nie? Poprosił jeszcze o wydzielenie przestrzeni na ekspozycję i zaraz skontaktował się ze swoją dobrą przyjaciółką – Bożeną, zapytał czy może nie chciałaby razem z nim prowadzić galerii. Zgodziła się od razu, mimo że pracowała już w Zachęcie.
Oboje wiedzieli, że pierwsza wystawa w nowej galerii będzie najważniejsza. 3 dni myśleli co pokazać, żeby nie odstraszyć ludzi, ale żeby jednocześnie było to coś zgodnego z ich gustami. Obydwoje bardzo lubili abstrakcję geometryczną, ale obawiali się, że mieszkańcy Chełma się przestraszą. A realizmu nie chcieli prezentować, bo po prostu im nie leżał. Zdecydowali się ostatecznie na Jana Dobkowskiego, to było nowoczesne, trochę abstrakcyjne, ale z użyciem wyobraźni można było sporo zobaczyć. I sporo zobaczył miejscowy ksiądz.
Wystawa odbywała się we wnętrzach popijarskiego klasztoru (tam swoją siedzibę ma muzeum), te zabudowania sąsiadują z kościołem pw. Rozesłania Apostołów i ksiądz wpadł na wystawę po sąsiedzku. Kowalska wspomina, że jak zobaczył te plemniki i te piersi to z ambony zakazał ludziom chodzenia na takie nieprzyzwoite wystawy. I jaki był efekt? Cały Chełm był chyba na tej wystawie i galeria stała się sławna.
Kolejne wystawy były już spokojniejsze, podejmowały też trudniejsze tematy. Niedługo potem Sosnowski się rozchorował, trafił do szpitala, zdecydował, że nie może już tak mocno angażować się w sprawy galerii i Bożena Kowalska została z nią sama. Ale się nie przestraszyła, to było wyzwanie. Od razu zakomunikowała, że prowadzenie galerii będzie ją interesowało tylko jeśli kiedyś będzie z tego muzeum. Chodziło o coś stałego, żeby ta cała praca się nie rozeszła, żeby zostało coś namacalnego. I to się udało – po wielu galeriach z tamtego czasu zostały tylko recenzje w czasopismach, które związane w ciężkie paki leżą gdzieś w archiwach, a z Galerii 72 wyrósł Dział Sztuki Współczesnej. Czemu tak bardzo jej na tym zależało? Kowalska mówi prosto: „Lubię rzeczy trwałe”.
Przez prawie 30 lat organizowała w Chełmie wystawy, czasem nawet po 9 w roku, ściągała do Chełma najlepszych współczesnych artystów. A to nie było łatwe, bo dla wielu Chełm leży na końcu świata, ale powoli marka galerii się wyrabiała, a kolekcja wzbogacała o kolejne dzieła. Po latach wciąż mówi o chełmskiej kolekcji „moje muzeum”, mimo że nie zajmuje się nią już od ponad 20 lat. Zdaje się, że był to dla niej bardzo ważny czas, stworzenie tej kolekcji to jedno z jej najważniejszych dokonań.
Galeria funkcjonuje teraz w ramach muzeum, w zbiorach najwięcej jest prac z nurtu abstrakcji geometrycznej, którą Kowalska bardzo ceniła. W jednym z wywiadów powiedziała, że to co wyróżnia polską abstrakcję geometryczną to to, że jest w niej poetyckie zamyślenie i ono w dużym stopniu łagodzi geometryczny rygor. Myślę, że trzeba to sprawdzić przy najbliższej okazji.