
Arcydzieła złotnictwa i unikatowe wyroby rzemiosła artystycznego – rozmowa z Małgorzatą Gniazdowską
W tym odcinku rozmawiam z Małgorzatą Gniazdowską, historyczką sztuki z Muzeum Okręgowego w Lesznie. Muzealniczka opowiada o bogatej tradycji złotniczej Leszna oraz najcenniejszych wyrobach rzemiosła artystycznego z kolekcji muzeum, m.in. o nowym nabytku muzeum - srebrnym kuflu doskonałego złotnika Joachima Scholtza oraz unikatowych XVII-wiecznych tkaninach po braciach czeskich.
Udowadnia, że opowieści o przedmiotach i ludziach, którzy je tworzyli i używali pozwalają lepiej zrozumieć minione czasy.
Odcinek powstał w ramach współpracy z Muzeum Okręgowym w Lesznie.
Jakie historie można wyczytać z XVII-wiecznego kufla? Z czego tak naprawdę są złote nici? Dlaczego warto zaglądać pod denka starych naczyń?
To drugi z czterech odcinków, które powstają w ramach współpracy z Muzeum Okręgowym w Lesznie. To dzięki niej słyszycie w podcaście wyjątkowe opowieści o sztuce i historii, którymi dzielą muzealnicy i muzealniczki. Ich bogata, specjalistyczna wiedza jest efektem wieloletnich badań i ma ogromną wartość!
W tym odcinku rozmawiam z Małgorzatą Gniazdowską, miejską przewodniczką i historyczką sztuki, która pracuje w muzeum w Lesznie od lat. Na przestrzeni tego czasu organizowała wystawy, które opowiadały o historii i kulturze mieszkańców regionu oraz o ich codziennym życiu.
Te drobne, indywidualne historie z przeszłości, przedstawiają ją żywiej i pełniej niż opisy doniosłych, wielkich wydarzeń znanych z podręczników do historii. Opowieści o przedmiotach i ludziach, którzy ich używali pozwalają lepiej zrozumieć minione czasy. Przekonacie się o tym słuchając tego odcinka.

Małgorzata Gniazdowska opowiada w nim o zbiorach rzemiosła artystycznego leszczyńskiego muzeum. Są wśród nich między innymi niezwykle cenne XVII-wieczne tkaniny po braciach czeskich oraz wyroby złotnicze sprzed kilkuset lat, w tym nowy nabytek muzeum – srebrny kufel wykonany przez doskonałego złotnika Joachima Scholtza, założyciela cechu rzemieślników i malarzy w Lesznie.
Historia tego kufla posłużyła za punkt wyjścia do ukazania imponującej tradycji złotniczej Leszna. W XVII wieku miasto było ważnym ośrodkiem na mapie Europy skupiającym złotników, których wyroby charakteryzowały się wysokim poziomem artystycznym i technicznym. Tradycje złotnicze Leszna stanowią istotny element dziedzictwa kulturowego miasta i regionu. Muzeum Okręgowe posiada w swoich zbiorach wyroby leszczyńskich złotników dokumentujące bogactwo i kunszt tej tradycji.
Z naszej rozmowy dowiecie się z czego wynika ich wartość, jak muzeum je bada i jak się nimi opiekuje. Ale przede wszystkim poznacie ich ciekawe losy oraz pasjonujące historie ich twórców i użytkowników.
Martyna Kliks: Zbiory Muzeum Okręgowego w Lesznie to są bardzo różnorodne zbiory. Mamy kolekcje archiwaliów, mamy kolekcje malarstwa, piękną kolekcję rzemiosła… Co się na nią składa? Dlaczego ona jest wyjątkowa?

Małgorzata Gniazdowska: Rzemiosło artystyczne to jedna z części naszych zbiorów. Ona jest bardzo różnorodna i w wielu wypadkach była zbierana tak naprawdę przypadkowo. Część tych najstarszych rzeczy trafiała do nas z tak zwanej składnicy muzealnej po II wojnie światowej.
MK: Co to znaczy?
MG: Mienie podworskie – niestety właściciele najczęściej musieli zostawiać w domu swoje mienie, kiedy następowało upaństwowienie ich majątków. Często to byli właściciele, którzy już byli wysiedlani w czasie II wojny światowej, potem był tam zarządca niemiecki. Różne były koleje losów. Na przykład my mamy w zbiorach przepiękną misę w stylu Imari. To jest XVIII-XIX wieczna misa porcelanowa. Styl Imari to styl malowania naczyń w takie pomarańczowo-błękitne wzory, przede wszystkim kwiatowe. Nazwa pochodzi od miasta portu w Japonii, z której eksportowano do Europy tego typu naczynia. Potem naśladowano to już w Chinach, a potem nawet naśladowano to w Europie.
Zapis inwentarzowy przekazany przez Miejską Radę Narodową w Lesznie, prawdopodobnie z jakiegoś dworu z okolic miasta – i my tyle wiemy. A naczynie jest niezmiernie cenne! To taki jeden kanał, który dostarczył do nas elementy rzemiosła artystycznego.
MG: Drugim niezmiernie ważnym członem naszej kolekcji rzemiosła artystycznego są przedmioty, będące kiedyś wyposażeniem kościoła Świętego Jana, kościoła braci czeskich, potem kościoła ewangelicko-reformowanego. To są zarówno naczynia liturgiczne z XVII, XVIII i XIX wieku, jak i zbiór tkanin. Są to obrusy na stół do wieczerzy pańskiej, są to antepedia, czyli to co zawieszano przed stołem dla dekoracji. To są tkaniny XVII-XVIII wieczne.
MK: To jest duże wyzwanie…
MG: Konserwatorskie, tak! My mamy to szczęście, że od kilku lat z różnych środków, bo to była zarówno dotacja ministerstwa, jak i dotacje Urzędu Marszałkowskiego, co roku staramy się którąś z tych tkanin, czasem dwie, czasem trzy, poddać konserwacji.
Zaczęło się od tego, że najstarsza tkanina z 1615 roku, która powstała najprawdopodobniej jeszcze w Czechach i przybyła z tą dużą grupą osadników, braci czeskich w 1628 roku, miała trafić na wielką wystawę mówiącą o Janie Amosie Komeńskim i jego czasach w Pradze. Stan nie pozwalał ani na eksponowanie ani na transport. W rezultacie to tak naprawdę państwo czeskie w ramach przygotowania obiektu do ekspozycji pokryło koszty konserwacji.
To jest praktykowane też wśród polskich muzeów. Jeżeli komuś, kto chce wypożyczyć bardzo zależy na danym obiekcie, to on płaci za konserwację.
Konserwacja takiej tkaniny trwa siedem, czasem osiem miesięcy. Tkanina oprócz tego, że jest haftowana białą i złotą nicią to ma jeszcze koronkę ze złotej nici, a złota nić to jest tak zwana biała duszka, czyli wnętrze bawełniane obkręcone blaszką złotą. Konserwacja nie może polegać na tym, że zacerujemy tkaninę współczesną nitką. Nitka musi być zrobiona tak jak kiedyś. To podnosi oczywiście koszty konserwacji.
Konserwowaliśmy także (ze środków ministerstwa) obrus. To był obrus, też z około 1620-30 roku prawdopodobnie wykonany w Wenecji.


MK: Jak on tu trafił?
MG: Do końca oczywiście nie wiemy, my mamy go z kościoła braci czeskich, ale musimy pamiętać o tym, że wspólnota braci czeskich, to była parafia, do której należeli zarówno mieszczanie jak i szlachta i mogła to być fundacja. Szlachta podróżowała i przywoziła różne luksusowe towary przywoziła.
Pani konserwator, która konserwowała te tkaniny prowadziła jednocześnie badania. Potem przedyskutowywaliśmy te zagadnienia i rzeczywiście wzorce wskazują na to, że ten drugi obrus około tam 1620-30 roku powstał najprawdopodobniej w Wenecji. Był haftowany równolegle dwustronnie, czyli awers jest równy rewersowi w hafcie. Na początku XVII wieku tak wysokiej klasy pracowni hafciarskich raczej w Polsce nie było. Więc to musi być import.
W przypadku tego pierwszego obrusa, o którym mówiłam, który był eksponowany w Czechach badacze czescy stwierdzili, że najprawdopodobniej jest to najstarszy zachowany obrus liturgiczny związany z braćmi czeskimi w Europie. Kiedy w Czechach po 1621 stopniowo następowała przymusowa rekatolicyzacja bracia czescy albo wracali do katolicyzmu albo wyemigrowali. Habsburgowie, bo to oni wtedy władali w Czechach właściwie świadomie niszczyli wszelkie pamiątki po braciach czeskich. I to co tam zostało, zostało zniszczone. Zachowało się to co przyjechało do Leszna.
MG: Trzeci kanał, przez który do muzeum trafiają przedmioty rzemiosła artystycznego, to są nasze albo zakupy, albo dary. Jeśli to są mniejsze rzeczy na przykład porcelana, jakieś elementy wyposażenia domu i tak dalej, bywa, że są to dary. Natomiast oczywiście w przypadku tych droższych rzeczy, cennych, to są to już zakupy. Tak jest przede wszystkim w przypadku złotnictwa, którego kolekcję staramy się powiększać.
MK: No właśnie, opowiedzmy trochę o tej kolekcji złotnictwa. Dlaczego ona jest taka ważna dla państwa?
MG: Prawdopodobnie mało kto z mieszkańców Leszna zdaje sobie z tego sprawę, że w XVII i XVIII wieku Leszno było ośrodkiem złotniczym, jeśli chodzi o jakość wyrobów, o wielkość tego ośrodka złotniczego, mniej więcej równym Poznaniowi. Byli tu tacy wytwórcy, których jakość wyrobów była na poziomie nie tylko ogólnopolskim, ale także europejskim.
Wiemy z historii, że Leszno czterokrotnie w XVII-XVIII wieku doświadczało pożarów. Ja mam taką teorię, że w mieszkańcach Leszna wykształcił się pewna taka mentalność troszeczkę uchodźcy, bo tak naprawdę każde pokolenie doświadczało pożaru albo wojny i pożaru. W związku z tym, i to wiemy z lektury inwentarzy pośmiertnych, czyli spisów mienia danej rodziny, że jest bardzo mało obrazów natomiast jest bardzo dużo złotnictwa, naczyń srebrnych i złotych oraz biżuterii. To była lokata kapitału.
One oczywiście też służyły. Biżuterię chętnie nakładano, mamy nawet portrety królów kurkowych, gdzie panowie są z sygnetami, z pierścieniami… Ale używano także naczynia albo od święta albo na przykład stały na kredensach w reprezentacyjnych pomieszczeniach kamienicy i po prostu cieszyły oko. Mimo tych klęsk, które doświadczało miasto to Leszno było miastem zamożnym i była grupa mieszczan, kupców, sukienników, czasem młynarzy, którzy byli po prostu bardzo, bardzo zamożni.

MG: Mamy taką rodzinę Jakobsenów, akurat tak się złożyło, że zachowały się trzy inwentarze pośmiertne Beniamina Jakobsena, a potem kilkanaście lat po nim zmarła jego małżonka i mamy spis wdowy Jakobsen. Kilka lat później zmarła córka z domu Jakobsen i znowu mamy spis i my widzimy jak ten majątek wygląda. Oprócz kamienicy, właściwie dwóch kamienic, które przechodzą jakby z pokolenia na pokolenie, to mamy powiększającą się kolekcję przedmiotów ze srebra i złota. W przypadku wdowy Jakobsen w jej posiadaniu na przykład są cukiernice. My nie wiemy jak one wyglądały, bo jest tylko podana waga i wartość.
MK: Ale z wagi już coś tam można wywnioskować.
MG: I z tej wartości przede wszystkim. Taka cukiernica jest na przykład wyceniona na połowę wartości domu na przedmieściu miasta. To jest potężna wartość. Oczywiście te domy na przedmieściu najczęściej były szachulcowe gliniane często kryte strzechą i tak dalej, ale mimo wszystko!
Wiemy również, że leszczyńscy złotnicy pracowali na zlecenie zarówno mieszczan, ale przed także szlachty z okolic, a także kościołów i to zarówno kościołów ewangelickich, bo w większości ci tutaj mieszkający to byli ewangelicy, ale także kościołów katolickich.
Niestety tak się składa, że mieliśmy to nieszczęście, że szczególnie II wojna światowa spowodowała, bardzo duże straty, jeśli chodzi o przedmioty ze srebra, ze złota. To jest coś co najłatwiej ukraść, wywieźć, przetopić i tak dalej

MK: Chciałam zapytać o tradycję złotnictwa w Lesznie. Skoro ono było takie silne, to co się stało z tą tradycją? Czy ona jest kontynuowana?
MG: No właśnie! Mamy sytuację, że w latach 70 XVII wieku złotnik leszczyński Joachim Scholtz inicjuje powstanie cechu złotniczego. Wtedy rzemieślnik poza cechem nie mógł pracować. Cech był taką organizacją nadrzędną, która zapewniała opiekę, ale też konkretne prawa i obowiązki. W Lesznie złotnicy stworzyli ten cech wspólnie z malarzami i aż po właśnie koniec schyłek XVIII i początek XIX wieku istniał w Lesznie cech złotników i malarzy.
Mamy wręcz takie można by powiedzieć dynastie złotników. Działał Joachim Scholtz, który dla nas jest takim głównym bohaterem, bo rzeczywiście był najwyższej klasy złotnikiem, o tym za moment będziemy mówić, natomiast później w Lesznie działał także jego syn.
Podobnie było na przykład wśród konwisarzy, czyli tych, którzy produkowali wyroby z cyny.
Dzisiaj to już oczywiście zupełnie inaczej wygląda. Wszystko mamy zmechanizowane, a kiedyś to była to praca ręczna, praca wymagająca, bardzo kreatywna.
MG: Ważne były także źródła ikonograficzne, źródła literackie, bo często w takich naczyniach dekoracje stanowiły ilustracje do jakichś fragmentów z Ksiąg z Biblii. I tutaj dochodzimy do tego Joachima Scholtza!
MK: Jeden z najnowszych nabytków muzeum to jest właśnie kufel jego autorstwa, czemu on jest wyjątkowy, czym on się charakteryzuje?

MG: Kufel jest niewielki, ma nieco ponad 13 cm wysokości, średnica podstawy to 11 cm. XVII wiek to ogromna moda na kufle. My najczęściej znamy kufle gdańskie bogato zdobione, jeszcze większe. Ale właściwie we wszystkich miastach złotnicy, większe czy mniejsze, takie kufle wykonywali. Scholtz także, prawdopodobnie popełnił ich dużo więcej. My mamy jeden, wiadomo także, że w muzeum w Norymberdze jest inny. Niektórzy znawcy tematu mówią, że być może one stanowiły komplet. Być może nawet było ich jeszcze więcej, bo mógł to być na przykład zestaw sześciu takich kufli albo dwunastu. Tego nie jesteśmy w stanie już dzisiaj stwierdzić.
MK: Te kufle nie były numerowane?
MG: Nie, one nie są numerowane. W Norymberdze jest taki kufel zdobiony scenami z psalmów i ten zakupiony przez nas także zdobiony jest scenami nawiązującymi do treści psalmów. Tak zwany płaszcz, czyli ściana tego naczynia na podstawie koła zdobiona jest trzema kartuszami, w których mamy konkretne sceny nawiązujące do psalmów.


Tutaj bardzo ważne jest źródło literackie. W XVII wieku bardzo modne były książki o życiu duchowym, o drodze duchowej człowieka, w których oprócz treści były ilustracje, które stawały się potem wzorcem do takich emblematów używanych do dekoracji, czy to naczyń, czy to nagrobków. Sceny z tego kufla najprawdopodobniej odwołują się do utworu Hermana Hugo żyjącego na przełomie XVI i XVII wieku Pia Desideria.
Mamy psalm 68 i mamy postać anioła ratującego tonącego człowieka. to jest odniesienie właśnie do wersetu: „Wybaw mnie o Boże, bo przyszły wody aż do duszy mojej.” Drugi psalm, psalm 30, to znowu anioł podtrzymujący upadającego człowieka: „Boś ty jest skałą moją, obroną moją, przeto dla imienia twego prowadź mnie.” I ostatni z psalmów, psalm 41. Tu mamy znowu postać zwracającą się ku aniołowi, który jest w chmurach. „Pragnie dusza moja do Boga, do Boga żywego mówiąc kiedyś przyjdę, a ujrzę oblicze boże”. I mogło być tak, to jest jedna z teorii, że był taki komplet kufli, na których były przedstawione kolejne psalmy.

MG: W naszych zbiorach jest jeszcze inny przedmiot, który wykonał Joachim Scholtz. Z kolekcji odziedziczonej z kościoła św. Jana.
To jeden z dzbanów na wino do wieczerzy pańskiej.
MK: A skąd my wiemy, że wykonał go Joachim Scholtz?
MG: Zgodnie z zasadami rzemiosła tamtego czasu każdy rzemieślnik przyjęty do cechu miał swoją cechę imienną, czyli znak wybijany najczęściej w dnie naczynia, który był jego znakiem własnościowym, imiennym. Wiadomo było, że JS to będzie Joachim Scholtz. To czasem były przedstawienia, na przykład orła, pelikana… Oprócz tego zawsze rzemieślnicy pracujący w Lesznie znakowali swoje wyroby drugą cechą, drugim znakiem czyli herbem miasta Leszna. Ale najważniejsza dla nas jest ta cecha imienna, która pozwala także datować obiekt.
MG: Szczególnie w dużych ośrodkach złotniczych, np. we Wrocławiu wprowadzano takie zasady, że oprócz cechy imiennej i miejskiej była jeszcze cecha datująca. Co 10 lat zmieniała się literka. Mamy przykład takiego naczynia z Wrocławia, to jedno z naczyń z liturgicznych z kościoła św. Jana – puszka na komunikanty.
MK: Odczytywanie tych znaków to jest taka detektywistyczna praca, prawda?
MG: Tak i to jest w tej pracy najciekawsze!
MG: Posługujemy się literaturą, publikacjami. Dzisiaj mamy to wielkie dobrodziejstwo internetu i tego, że wiele rzeczy jest zeskanowanych i wiele archiwaliów, na przykład Akta Staropolskie Miasta Leszna są całe w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej. Kiedy zaczynałam pracę i chciałam się czegoś dowiedzieć musiałam jechać do Poznania, w tej chwili mamy to wszystko w Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej i o każdej porze dnia i nocy można sięgnąć do źródeł. To jest ogromne ułatwienie.
MK: Czy ten kufel możemy zobaczyć teraz na wystawie?
MG: Tak, mamy gablotę na naszej wystawie historycznej mówiącej o dziejach miasta prezentującą rzemiosło leszczyńskie, między innymi złotnictwo. To wszystko pokazuje nam, że złotnictwo leszczyńskie było czymś bardzo sprawnym, dobrze się rozwijającym. Można powiedzieć, że upadek złotnictwa nastąpił po ostatnim, czwartym pożarze miasta w końcu XVIII wieku. To się zbiegło później już z rozbiorami i Leszno miało chyba najbardziej ciężki okres w swojej historii. Wtedy niektórzy złotnicy wyemigrowali do Poznania, który w tamtym czasie dużo lepiej się rozwijał
MK: A kiedy staniemy przed tą gablotą, w której mamy te złotnicze skarby, to na co mamy zwrócić największą uwagę?
MG: Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na te rytowane sceny na kuflu. Bo kufel jak kufel: naczynie cylindryczne z pokrywką.
Natomiast to, że to naczynie w gruncie rzeczy mogło być użytkowe, a jest tak pięknie zdobione, ryte, odlewane, kute i opowiada konkretną historię, to jest coś co je wyróżnia.
W przypadku innych naczyń, talerzy, tacy, też warto zwrócić uwagę na przykład na ornament na krawędzi. Zwykła użytkowa taca, ale zdobiona przepięknym perełkowaniem, czy talerz z przepięknym falistym brzegiem.
MK: Jakie inne ciekawe przedmioty jeśli chodzi o rzemiosło artystyczne możemy zobaczyć na stałej wystawie?
MG: Jeszcze w tej samej gablocie, mamy tak zwany walec złotniczy, czyli przyrząd, który służył złotnikowi w warsztacie. On jest datowany na początek XVII wieku. To jest niezwykle rzadko zachowane, bo to był przyrząd z ciężkiego metalu, w wielu wypadkach ulegał po zniszczeniu, przetopieniu. Możemy też przy okazji zobaczyć kawałek „warsztatu złotniczego”.

MG: W tej chwili nie możemy prezentować, bo nie mamy na to miejsca, naszej porcelany. Myślę, że w nowej siedzibie muzeum dopiero będzie to możliwe. Mamy porcelanę miśnieńską, przepiękne talerze zdobione jak to w XVIII wieku mówiono bukietami kwiatów niemieckich, czyli po prostu polnymi kwiatami, charakterystycznymi dla środkowej Europy.
Tutaj taka ciekawostka: przez pewien okres czasu w latach 30. XVIII wieku nadzór nad wytwórnią porcelany w Miśni pełnił minister gabinetowy czyli premier, mówiąc współczesnym językiem, z dworu saskiego, niejaki Aleksander Józef Sułkowski, późniejszy właściciel Leszna. Więc jeszcze tym bardziej mamy tutaj związki.
Talerze, które mamy tworzą komplet, ale żaden bukiecik kwiatów nie powtarza się. Jest albo inny kolor albo inna kompozycja, inny rodzaj kwiatków dobranych. One świetnie ze sobą współgrają, ale każdy jest inny.
MK: Nie mówimy kiedy, ale trzymam kciuki, żebyśmy jak najszybciej mogli zobaczyć te zbiory rzemiosła artystycznego. Czyli mamy tkaniny, mamy zbiory metalurgiczne, złotnictwo, mamy porcelanę, czy jeszcze coś?
MG: Tak, na przykład meble. W tej chwili na ekspozycję stałą wróciła z konserwacji przepiękna szafa sieniowa w typie tak zwanej szafy wrocławskiej. To jest taka szafa, która była szafą ubraniową zasadniczo. Stała bardzo często w reprezentacyjnych sieniach, reprezentacyjnych izbach zdobiona intarsją, czyli dekoracją układaną z drewna na drewnie. To jest szafa XVIII-wieczna.
Mamy także niewielką komódkę (to już jest komoda neobarokowa z XIX wieku) oraz sekreterę, czyli połączenie biurka z szafką. Także zdobiony intarsją mebel, który mógł stać zarówno w domu mieszczańskim jak i w domu szlacheckim, czy nawet magnackim, bo tego typu meble były bardzo powszechne.
MK: Na początku zapytałam panią co łączy tę kolekcję i wydaje mi się, że w tej naszej rozmowie przebija się to, że to są przedmioty jakoś związane z Lesznem, że one są regionalne. Czy to jest taka myśl, która wyróżnia tę kolekcję?
MG: Tak, ponieważ my jesteśmy Muzeum Okręgowym, naszą główną kolekcją jest kolekcja malarstwa. Oczywiście także kolekcja mówiąca o historii miasta. Staramy się zbierać te przedmioty rzemiosła artystycznego, które w jakimś stopniu mieszczą się właśnie w tej kategorii związanej z miastem i albo powstały w mieście albo też były używane przez Leszczyniaków.
Do naszych rąk trafiło w ciągu ostatnich lat troszeczkę elementów porcelanowych z XIX i XX wieku z domów mieszczan leszczyńskich.
MG: Oczywiście my nie jesteśmy z gumy, nie możemy przyjąć wszystkiego, ale staramy się, żeby jakieś elementy reprezentacyjne dla tego, co tu było używane w naszej kolekcji się znalazły.
I no właśnie mamy XVIII-wieczną porcelanę z Miśni, ale tak naprawdę w XIX i na początku XX wieku, na nasz teren trafiały przede wszystkim naczynia porcelanowe z wytwórni śląskich z Wałbrzycha, Szczawna, Szczawienka, Jaworzyny Śląskiej, a także naczynia fajansowe z Chodzieży.
Mamy zarówno zastawę stołową, jak i na przykład pojemniki kuchenne. Dziś mamy plastikowe pojemniki na kaszę, sól, kiedyś to były fajansowe albo porcelanowe pojemniki z piękną dekoracją. Mamy takie na przykład w dekoracji z lat 20-30 XX wieku, typowej w stylu art déco.


MG: W zbiorach posiadamy także elementy ceramiki sanitarnej, czyli na przykład dzban na wodę do mycia. Funkcjonował taki komplet: miska do mycia dzban i nocnik z przykrywką. Taki nocnik mamy właśnie w swojej kolekcji, ten konkretny został wyprodukowany w Chodzieży w latach 20-30 XX wieku.
Nasze zbiory są bardzo różnorodne, mogłoby się wydawać, że przypadkowe, ale to pokazuje jednak jak ludzie ówcześnie żyli.
Nie wszystko jest pokazane na ekspozycji stałej, staramy się robić ekspozycje czasowe. 2 lata temu mieliśmy taką ekspozycję mówiącą właśnie o porcelanie miśnieńskiej, gdzie pokazywaliśmy zarówno nasze zbiory, jak i elementy z kolekcji z innych muzeów.
Można było zaobserwować ciekawy zabieg, który był charakterystyczny dla XIX wieku, gdzie mamy talerze miśnieńskie z tym właśnie wzorem kwiatowym i dokładnie tak samo dekorowane talerze wyprodukowane w Kopenhadze. No bo jak coś było modne i się dobrze sprzedawało to inne firmy to naśladowały.
MK: I to właśnie można zaobserwować, jeżeli dobrze się popatrzy.
MG: Tak! A szczególnie w przypadku rzemiosła artystycznego trzeba zawsze sięgać pod spód. Bo to na odwrociu jest znak złotniczy, na odwrociu jest znak firmy porcelanowej, bywa, że gdzieś na odwrociu mebla jest znak wytwórni, choć nie zawsze. Na meblach najtrudniej coś znaleźć, bo były naklejane na nie kartki, które łatwo przepadały. Ale zawsze warto dokładnie się im przyglądać!
MK: Zapraszamy bardzo serdecznie do Muzeum Okręgowego w Lesznie, żeby zobaczyć przedmioty, o których rozmawiałyśmy! Serdecznie dziękuję pani za rozmowę!
MG: Dziękuję bardzo!