Londyńskie muzea tego lata postawiły na kobiety! Teraz nas widzicie (Now You See Us) – tytuł wystawy trwającej właśnie w Tate Britain – świetnie podsumowuje to, co dzieje się w muzealnych przestrzeniach stolicy Wielkiej Brytanii. W National Portrait Gallery królują żony Henryka VIII. W Tate Modern zobaczyć można dwie wystawy: Yoko Ono i ekspresjonistów z Gabriele Münter na czele. Garden Museum natomiast przenosi zwiedzających do ogrodów artystek z grupy Bloomsbury, m.in. Virginii Woolf.
Vincent van Gogh przyjechał do Auvers-sur-Oise 20 maja 1890 roku i już nigdy stamtąd nie wyjechał. Zmarł dwa miesiące później, 29 lipca, po tym, jak postrzelił się w brzuch. Czy wysiadając z pociągu, wiedział, że napisze tu swój ostatni list i namaluje ostatni portret? Trudno powiedzieć. Na pewno nie spodziewał się, że ten portret – wizerunek znajomego lekarza Paula Gacheta – zawiśnie w jednym z najważniejszych europejskich muzeów, a jego pierwsza wersja 100 lat po tym, jak ją namalował, zostanie sprzedana na aukcji za rekordowe 82,5 miliona dolarów.
Duże ciemne oczy wpatrzone wprost w widza, lekki rumieniec, skupienie na twarzy, wyprostowana sylwetka – kim jest kobieta na obrazie? Brudny od kolorowych farb rękaw oraz paleta, którą trzyma w dłoni, nie pozostawiają miejsca na wątpliwości. To artystka.
Miłość wbrew zasadom, sztuka wbrew trendom – wszystko po to, by nie być wbrew sobie. Edward Okuń kochał, malował i żył po swojemu – „Autoportret z żoną na tle Anticoli Corrado” stanowi tego najlepszy przykład.
Vincent van Gogh przez całe swoje życie przenosił się z miejsca na miejsce. Nigdzie nie zatrzymał się na dłużej niż kilka lat. Szukał otoczenia, które go zainspiruje, i społeczności, która będzie go akceptować, bezpiecznej przystani dla siebie i swojej sztuki. Czy takim miejscem była jego sypialnia w Żółtym Domu w Arles, którą namalował w październiku 1888 roku?
„Theo widział się ostatnio z Breitnerem. Powiedział, że uważa go za najlepszego malarza i myśliciela wśród was”. Przypomniałam sobie ten krótki fragment listu Vincenta van Gogha do zaprzyjaźnionego z nim holenderskiego malarza Arnolda Koninga, kiedy stałam w sali 1.18 na pierwszym piętrze Rijksmuseum. Rozglądałam się powoli. Wokół mnie wisiały przepiękne portrety i widoki – pociągająco ujęta dziewiętnastowieczna rzeczywistość namalowana przez najwybitniejszych holenderskich artystów swojej epoki. Wreszcie znalazłam ją – Dziewczynę w białym kimonie George’a Hendrika Breitnera. Zachwyt. Theo van Gogh miał rację.
Metalowy krążek ma niewiele ponad trzy centymetry średnicy. Jak na takiej małej powierzchni godnie upamiętnić okrągłą rocznicę jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Polski? To proste: trzeba być Wojciechem Jastrzębowskim!
Tworząc Kompozycję formistyczną z łabędziami, Leon Chwistek sięgnął po jeden z najpopularniejszych tematów w sztuce – krajobraz. Tyle tylko, że jego pejzaż nie ma nic wspólnego z realizmem. Jest manifestem nowej sztuki.
Na wszystkich tych, którzy zaczynają interesować się Vincentem van Goghiem czeka pułapka. Naprawdę łatwo w nią wpaść. Opisała ją ponad sto lat temu Jo van Gogh – Bonger bratowa malarza.
Porcelanowa pijałka – rzecz, bez której nie mógł obyć się żaden kuracjusz przebywający w uzdrowisku w międzywojennej Polsce. Służyła jako kubek, a potem stojąc na domowym kredensie, przypominał o udanym turnusie. Teraz stanowi doskonały dowód na popularność wizyt w sanatoriach w odrodzonej Polsce.
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy Jadwiga Janakowska i Józef Mehoffer spotkali się po raz pierwszy, nikt nie przypuszczał, że tych dwoje połączy w przyszłości silne uczucie i spędzą ze sobą najszczęśliwsze lata swojego życia. A jednak, mimo początków zwiastujących co najwyżej chłodne koleżeństwo, para stworzyła trwały związek pełen wzajemnej fascynacji.
„…jeśli życie to tylko cerowanie pończoch, mycie kubków i robienie prania, czemu ono służy. […] Oczywiście wiem dobrze, że życie zależy od małych rzeczy, ale nie może być przecież takie puste, takie bez znaczenia”.
Te zdania Jo Bonger zapisała w swoim dzienniku w listopadzie 1881 roku, miała wtedy dziewiętnaście lat. Czuła, że drzemie w niej ogromny potencjał, pasja, która czeka tylko, żeby ją rozbudzić i stać się prawdziwym sensem życia. Czas pokazał, że miała rację.
Są takie obrazy, z których o sportretowanych na nich osobach można dowiedzieć się absolutnie wszystkiego. Analizując ich stroje i otoczenie, można domyślić się, skąd pochodzili i czym się zajmowali, a z póz i gestów wyczytać, jakie mieli ambicje i marzenia. Portret Zofii z Tolkemitów, namalowany w 1904 roku przez jej męża, Edwarda Okunia, nie jest jednak obrazem tego rodzaju. Choć kobieta otwarcie zwraca się w naszą stronę i patrzy nam prosto w oczy, to aura tajemniczości, która ją otacza, sprawia, że pozostaje niedostępna. I właśnie ta zagadkowa niedostępność intryguje w niej najbardziej. Bezwiednie wpadamy w pułapkę, którą zastawił na nas Okuń – chcemy poznać Zofię bliżej.
Bujne trawy, kolorowe kwiaty w pełnym rozkwicie, soczysta zieleń koron drzew… Patrząc na obraz Stefana Filipkiewicza „Łąka” można naprawdę poczuć lato! Aż trudno uwierzyć, że artysta namalował go będąc jeszcze na studiach.
Piasecznica – kiedyś niezastąpiona, dziś w ogóle nieużywana. Do niedawna stanowiła ważny element wyposażenia każdego gabinetu. Teraz jest przede wszystkim reliktem przeszłości przypominającym o czasach sprzed długopisów i klawiatur.
Plaża w Pourville jest jedynym obrazem Claud’a Moneta znajdującym się w polskich zbiorach. Jak to możliwe, że pewnego wrześniowego dnia dzieło najsłynniejszego impresjonisty zniknęło z Muzeum Narodowego w Poznaniu?
Wyobraźcie sobie taką sytuację: dostajecie zaproszenie na wycieczkę po miejscach z obrazów Vincenta van Gogha. Jaka jest wasza pierwsza myśl? Skojarzenia pewnie prowadzą was na południe Francji, do Arles i Saint-Rémy. I słusznie, bo to tu, w Prowansji, powstały najsłynniejsze prace van Gogha: Słoneczniki, Gwiaździsta noc, Kwitnący migdałowiec. To tu miały miejsce wydarzenia, które sprawiają, że Vincent van Gogh od lat fascynuje ludzi na całym świecie: jego konflikt z Paulem Gauguinem, tragiczne w skutkach załamanie nerwowe, długi pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Jednak malarstwo van Gogha to przecież nie tylko krajobrazy południa Francji i portrety jego mieszkańców.
„…Dziecko zaczyna już głośno płakać. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdybyś za jakiś czas, kiedy Jo dojdzie do siebie, mógł przyjechać i zobaczyć się z nią i z małym! Tak jak ci mówiliśmy, będzie miał imię po tobie i mam nadzieję, że będzie taki zdeterminowany i odważny jak ty…”. W ten sposób w krótkim i pełnym emocji liście Theo van Gogh poinformował swojego starszego brata o narodzinach syna. Vincent odpowiedział następnego dnia. Napisał, że tak bardzo cieszy się z tej wiadomości, że aż trudno jest mu to wyrazić słowami. Niedługo potem zaczął pracę nad prezentem urodzinowym dla małego Vincenta – jednym z najbardziej pogodnych i inspirujących obrazów w historii sztuki – Kwitnącym migdałowcem.