31 października 2021

Magnes – Centrum Szyfrów Enigma w Poznaniu

W tym odcinku moc strzeżonej przez lata tajemnicy przyciąga nas do Centrum Szyfrów Enigma w Poznaniu. Przechodząc przez kolejne sale i rozszyfrowując zagadki, odkrywamy polski rozdział historii Enigmy, który można by zatytułować „Międzynarodowy sukces poznańskich matematyków”.

Oficjalne otwarcie Centrum Szyfrów Enigma odbyło się pod koniec września 2021 roku. Kiedy o nim opowiadam pachnie nowością, podłoga jeszcze nie jest zadeptana, a wszystkie elementy ekspozycji (ekrany, kopie przeróżnych urządzeń), których można dotknąć, i których jest tu naprawdę dużo (bo na tym opiera się atrakcyjność tego miejsca), one wszystkie są w świetnym stanie.

Oprócz tego że miejsce jest nowe, to jest przede wszystkim jest nowoczesne. I też bardzo chce być jako takie postrzegane, dlatego, jak tłumaczy jego kierownik – Piotr Bojarski – w nazwie nie ma słowa muzeum (do tego wątku nazwy, który mnie trochę uwiera jeszcze wrócę). Ale mimo, że Centrum Szyfrów Enigma to nie-muzeum to i tak chce o nim opowiedzieć w Gablotkach, bo na pewno będzie i już jest, ważnym miejscem na turystycznej mapie Poznania i z czasem pewnie Polski. Też dlatego, że to dobry kandydat do bycia taką atrakcją- magnesem dla zagranicznych turystów. Przez sam temat. Bo „enigma”, „szyfr enigmy”, „kod enigmy” to są rozpoznawalne hasła, nawet dla kogoś kto nie interesuje się specjalnie historią. I wydaje mi się, że wciąż nie do końca odkryte, a więc tajemnicze i przez tę tajemnicę pociągające. I teraz pytanie: Jak ten potencjał ENIGMY został wykorzystany  w Poznaniu?

Ale zanim o tym, to najpierw odpowiedź na pytanie, które myślę, że mogło już wam gdzieś tam zaświtać w głowach –  czemu akurat w Poznaniu, co Poznań ma w ogóle wspólnego z Enigmą?

Ma, i to całkiem dużo. W jednym z artykułów towarzyszących otwarciu Centrum Szyfrów przeczytałam takie zdanie:

"To tutaj w Poznaniu zaczęła się droga aliantów do zwycięstwa w II wojnie światowej."
materiały promocyjne Centrum Szyfrów Enigma

Zdanie z rozmachem, ale bardzo ogólne – właściwie skrót myślowy. Lepiej było by powiedzieć: to tutaj doświadczenia nabywali kryptolodzy, których odkrycia przyczyniły się do odkryć brytyjskich kryptologów, a te miały znaczący wpływ na przebieg II wojny światowej.  Ale to już nie brzmi tak dobrze. I ten pionierski charakter pracy Polaków gdzieś tam się gubi. Trzeba to wszystko dobrze wyważyć.

Fakt są takie: pod koniec lat 20. w Poznaniu rozpoczął się specjalistyczny kurs kryptologiczny, tajny, bo organizowany przez kontrwywiad. Kandydaci na ten kurs zostali wyłonieni spośród najlepszych studentów matematyki, z Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego Uniwersytetu Poznańskiego. Wśród tych najzdolniejszych byli przyszli pogromcy Enigmy – Marian Rejewski, Henryk Zygalski i Jerzy Różycki.

Poznań był dobrym miejscem, nie tylko ze względu na dobry uniwersytet i niemieckojęzycznych studentów, ale przede wszystkim przez to, że na Cytadeli znajdowała się stacja nasłuchowa, która przechwytywała niemiecką korespondencję. To była duża zaleta, bo kryptolodzy mieli dobry dostęp do depesz.

Po kursie Rejewski, Zygalski i Różycki rozpoczęli pracę w Biurze Szyfrów. Jesienią 1932 roku cała trójka kryptologów przeniosła się do Warszawy, a ich priorytetem było rozpracowanie działania niemieckiej maszyny szyfrującej – Enigmy.

Tę maszynę skonstruował Artur Scherbius, była używana od lat 20. A ze względu na to, że była szalenia skuteczna – zakodowane przez nią wiadomości uważano za niemożliwe do odkodowania przez kogoś z zewnątrz, to chętnie zaczęły z niej korzystać różne instytucje państwowe, wojsko, wywiad. Oczywiście wciąż była przebudowywana i udoskonalana.

W filmie Gra tajemnic,  który opowiada historię złamania kodu enigmy przez Brytyjczyków z Alanem Turingiem na czele, (w tej roli doskonały Benedict Cumberbatch), jest taka scena, w której komandor Denniston pokazuje kryptologom dopiero co zaangażowanym do pracy, Enigmę. Mówi takim głębokim głosem „Welcome to enigma”.  Potem tłumaczy im, ale przede wszystkim nam widzom, że szczegóły każdego ataku, każdego tajnego konwoju, każdego u-boota na Atlantyku trafiają do tego urządzenia, a wychodzą z niego brednie. I nazywa ją „przeklętą ręką śmierci”. Potem chwila rozmowy, nad maszyną nachyla się Turing i zaczyna wyliczać: pięć wirników, 10 przewodów łącznicy – próbuje obliczyć ile to daje możliwości ustawień. Wychodzi, że dokładnie 159 trylionów. I to tłumaczy skuteczność tej maszyny – polega ona na mnogości możliwości.

Turing dochodzi do wniosku, że tej maszynie może się tylko przeciwstawić inna maszyna. I mimo różnych przeciwności stara się ją zbudować. W pewnym momencie, a dokładnie w 21 minucie filmu, pojawiają się znani nam Rejewski, Zygalski i Różycki, których zresztą Turing poznał osobiście w Paryżu. Nie zostają wymienieni z nazwiska tylko zbiorowo jako Polacy, na których urządzeniu będzie bazowała maszyna Turinga. Tylko tyle i aż tyle.

Pod koniec 1932 roku, prawie 10 lat przed Turingiem, Rejewski złamał kod Enigmy, rozpracował jej działanie. I potem już razem z Różyckim i Zygalskim udoskonalali swoje metody. W pracach pomogły płachty Zygalskiego, metoda zegara wymyślona przez Różyckiego i bomba Rejewskiego –  to jak wyglądały, a przede wszystkim to jak działały można zobaczyć na wystawie w Centrum Szyfrów. I to właśnie te ich odkrycia wykorzystali brytyjscy kryptolodzy pracujący w Bletchley Park, ich prace były rozwinięciem dokonań Polaków.

O tym wszystkim: o kursie kryptologicznym, realiach pracy kryptologów, o ich życiu, znaczeniu Enigmy i znaczeniu złamania jej kodu wtedy i teraz opowiada właśnie Centrum Szyfrów Enigma. Opowiada o tym przenosząc nas z sal wykładowych do biur, do wnętrza u-bota, potem, na jego mostek, przed interaktywne ekrany i stanowiska gdzie możemy nadać wiadomość Morsem, albo rozwiązać zaszyfrowane wiadomości.

Dobrze, że to miejsce powstało. Można też dodać: wreszcie. A na pewno może tak powiedzieć jego pomysłodawca Szymon Mazur, poznański dziennikarz, który już kilkanaście lat temu otwarcie zaczął się zastanawiać i głośno mówić o tym jak to jest, że mamy w Poznaniu do opowiedzenia rewelacyjną historię – absolwenci poznańskiego uniwersytetu, Rejewski, Zygalski i Różycki, dokonali wybitnego odkrycia i to na skalę światową, odkrycia, które miało ogromny, a może nawet decydujący, wpływ na przebieg II wojny światowej – i nikt tej historii nie opowiada?

Mazur właściwie odpowiada sam sobie, mówi, że mamy w Polsce tendencję do upamiętniania tragedii narodowych, klęsk, katastrof i niewiele jest miejsc pokazujących sukcesy, a sukcesy naukowe to już w ogóle. Uznał, że należy to zmienić. A impulsem do tej zmiany była uwaga rzucona podczas ogłaszania wyników w konkursie na pomnik upamiętniający poznańskich kryptologów. Ten pomnik stoi teraz przed Zamkiem Cesarskim, autorami zwycięskiego i zrealizowanego projektu są Grażyna Bielska – Kozakiewicz i Mariusz Kozakiewicz. Zresztą to moim zdaniem bardzo dobry, ciekawy pomnik.

Jedna z osób obecnych podczas obrad rzuciła, że ten pomnik to chyba trochę za mało. To właściwie oczywista sprawa, myśl którą pewnie miał każdy obecny wtedy w sali, ale tylko Szymon Mazur zrobił z nią coś więcej – chciał żeby nie skończyło się na pomniku.

Ale jak się okazało chęci to nie wszystko. Od czego zacząć? Do kogo się zwrócić? Skąd wziąć pieniądze? Na myśl przychodzi zbiórki – no tak tylko, na pomnik również została założona zbiórka i niestety nie udało się zebrać całej kwoty, która była przecież nieporównywalnie niższa niż ta potrzebna na muzeum. Rok 2007 to nie był jeszcze czas na zbiórki, na pewno nie taki dobry jak jest teraz. Mazur razem ze swoim redakcyjnym kolegą wysłali ponad sto listów do różnych instytucji i osób, które ich zdaniem mógłby by pomóc. Dostali tylko kilka odpowiedzi, z których niewiele wynikało.

Kolejny krok, zgłoszenie pomysłu do Poznańskiego Budżetu Obywatelskiego. Szło dobrze, świetne wyniki w głosowaniu, ale niewystarczające by zrealizować projekt. I kiedy Szymon Mazur powoli tracił już nadzieję pojawiła się pomoc. Realna. Rękę wyciągnął do niego Mariusz Wiśniewski, radny, teraz wiceprezydent Poznania, który zobaczył w Muzeum Enigmy potencjał. Zaprosił Mazura na posiedzenie komisji Rady Miasta. I od tamtego momentu poszło już szybko – radnym pomysł bardzo się spodobał, napisali do prezydenta, marszałka i rektora UAM, potem miasto złożyło wniosek o dofinansowanie, który przeszedł dalej. A jak już pojawiły się pieniądze to powstanie muzeum stało się realne. Szymon Mazur odetchnął, również dlatego, że projekt przejęło miasto. A on mógł się skupić na tym co robi z przyjemnością czyli na popularyzowaniu najnowszej historii miasta, w tym tego jej rozdziału dotyczącego Enigmy.

Na początku zapytałam, trochę siebie a trochę was – przyszłych, mam nadzieję, odwiedzających Centrów Szyfrów Enigma, czy wykorzystuje ono potencjał tego HASŁA: Enigma. Ja myślę, że tak. Teraz tylko duża rola Poznania w tym żeby o Centrum Szyfrów było głośno. Bo to taka rzecz, która robi wrażenie, taka na poziomie nowoczesnych, interaktywnych muzeów w Warszawie, w Amsterdamie czy Berlinie.

No i właśnie muzeów –  co jest takiego w tym słowie, że nie pasowało ono twórcom Centrum Szyfrów? Odpowiedź na to pytanie dostałam zanim jeszcze poszłam na wystawę i nawet jeszcze przed otwarciem centrum.  Latem przechodziłam obok budynku, w którym jest teraz Centrum Szyfrów, trwał tam wtedy jeszcze remont, zrobiłam zdjęcie, wstawiłam je na Instagrama Gablotek i napisałam, że w Poznaniu powstaje nowe muzeum.

Na tę moją relację odezwało się Centrum Szyfrów i w wiadomości prywatnej sprostowało, że to nie będzie muzeum, bo kojarzy się z artefaktami, a te pojawiają się w centrum w  bardzo ograniczonym stopniu. Jasne, wszystko rozumiem.

Szerzej te sprawę muzeum- nie-muzeum tłumaczy kierownik Centrum Szyfrów w wywiadzie dla Kultury u Podstaw.

"Nie jest to muzeum, opowiadamy tę historię w nowy sposób. Nie tylko przybliżamy tu wydarzenia historyczne, ale też próbujemy wciągnąć gości w rodzaj intelektualnej rozrywki. "
Piotr Bojarski

I faktycznie, duża część wystawy to pomieszczenia, w których przechodzimy kurs szyfrów, od takich najprostszych po coraz bardziej złożone. Czytamy, oglądamy jak działają i potem staramy się rozwiązywać kolejne zagadki i rozszyfrowywać zakodowane hasła. Historia w praktyce. Nacisk jest, przynajmniej w tej części, przede wszystkim położony na edukację przez zabawę.

I ja przyjmuje te argumenty. Ale jedocześnie nie kłócą mi się one z muzeum, z jego ideą,  może dlatego że rozumiem ją bardzo szeroko. Można by tu było pewnie dyskutować czym jest muzeum. Ale to nie na dziś. W każdym razie  muzeum czy nie-muzeum – Centrum Szyfrów to miejsce, w którym bardzo dobrze spędza się czas. Nie przepadam za zdaniem: „każdy znajdzie tu coś dla siebie” – ale akurat tutaj ono naprawdę świetnie pasuje.

A ja dodatkowo znalazłam jeszcze trochę wspomnień, bo Centrum Szyfrów ma swoją siedzibę w budynku przy ul. św. Marcin, który ja poznałam jako Historicum. Tutaj był nasz, czyli studentów historii- sztuki dziekanat. Trzeba było wejść po schodach na piętro, potem skręcić i wąskim korytarzem dojść do niewielkiego pomieszczenia, w którym za wysoką ladą siedziała pani Aldona. Bardzo ważna osoba, która decydowała czasem o naszym być i nie być. I teraz wchodząc po tych schodach, uśmiechnęłam się pod nosem do tych wspomnień.