15 stycznia 2022

Edward Okuń, Portret żony artysty

W tym odcinku stajemy przed jednym z najpiękniejszych portretów z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie. Z tajemniczego spojrzenia Zofii z Tolkemitów próbujemy wyczytać historię jej miłości i życia z Edwardem Okuniem artystą – indywidualistą, twórcą który nie dał się porwać artystycznym trendom przełomu wieków i pozostał wierny własnemu, fascynującemu wyobrażeniu sztuki.

Patrzenie na ten obraz to powinna być sama przyjemność. Stoję przed jednym z najpiękniejszych portretów w kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie. Jest na nim bardzo ładna, młoda kobieta w eleganckim stroju, ale już po krótkiej chwili w jej towarzystwie zaczynam się czuć nieswojo. To wszystko przez jej spojrzenie, bezpośrednie i onieśmielające. Z jednej strony bardzo chcę go uniknąć, odwrócić i szybko odejść. A z drugiej ono ma w sobie magnetyczną siłę, która sprawia, że chcę poznać bliżej Zofię z Tolkemitów Okuniową.

Dzisiejszym bohaterem jest przepiękny portret jest na nim piękna kobieta w pięknym kapeluszu ozdobionym pięknymi kwiatami zawiązanym pod brodą piękną tiulową kokardą, jej ramiona okrywa kołnierz wykończony piękna koronką. Piękne są też kolory: zestawienie spokojnej zieleni, złamanej bieli i pudrowego różu. Jest pięknie! Ale nie radośnie, nie pogodnie, niezbyt sympatycznie. Ale za to bardzo fascynująco.

Do obrazu nie przyciągnęły mnie ani koronki ani te kwiaty, ale właśnie to niepokojące spojrzenie niebieskich oczu spod lekko przymkniętych powiek. To właśnie to spojrzenie nadaje temu portretowi niesamowitego charakteru. Podeszłam bliżej żeby lepiej przyjrzeć się miedzianym włosom i szmaragdowemu kolczykowi w lewym uchu, a przede wszystkim żeby lepiej poznać Zofię z Tolkemitów Okuniową, żonę malarza Edwarda Okunia.

Edward Okuń, Portret żony artysty Zofii z Tolkemitów Okuniowej, 1904-7 r., źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Bardzo możliwe, że znacie Zofię, bo Edward Okuń bardzo często ją malował. Zofia jest na przykład na jednym z najbardziej znanych, a na pewno reprodukowanych obrazów Okunia, ostatnio np. w specjalnej kolekcji ubrań Medicine,„My i wojna”. To jest ten obraz, na którym malarz sportretował siebie i Zofie pod ciemnym płaszczem, a gdzieś tam z dołu wyłania się i osacza ich wiedźma. To bosa kobieta bezzębna, przerażająca. Wszystko to dzieje się na tle szalenie dekoracyjnym. Są na nim przeskalowane ogromne turkusowe węże albo może smoki, bo mają skrzydła. Niektóre skrzydła to skrzydła ciem, a niektóre motyli np. pazia królowej. Jest dekoracyjnie, secesyjnie, symbolistycznie. Zresztą te cechy to są cechy które pojawiają się kiedy mówi się i pisze o sztuce Okunia.

W uchwyceniu znaczenia tej sceny pomaga tytuł „My i wojna” i już wiadomo skąd ta zwieszona głowa malarz i skąd to zaniepokojone spojrzenie Zofii. W kontekście tego tytułu, tego strachu i zagrożenia, tym bardziej znaczące jest to że Okuniowie idą pod jednym płaszczem, że on ją okrywa, że ją chroni. Przez ten płaszcz dwie postaci zlewają się w jedną, zdaje mi się że to jest dobra charakterystyka ich związku. Nieoczywistego, zgodnego i pełnego wspólnej pasji.  Aż trudno uwierzyć, że niewiele brakowało a Zofia nie pojawiłaby się ani na tym  ani na żadnym innym obrazie Okunia. A przynajmniej nie jako żona.

 

Edward Okuń, My i wojna, 1917-1923 r., źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

Zofia i Edward byli kuzynostwem, bliskim kuzynostwem. Przypuszczam, że znali się od zawsze. Tym bardziej, że Edwarda od pewnego momentu, a konkretnie od śmierci jego mamy (Zofii) wychowywali dziadkowi, to byli rodzice mamy. A Zofia, przyszła żona, była właśnie z rodziny od strony matki. Musieli się więc rodzinnie spotykać wcześniej.

Ale zanim Edward zainteresował się kuzynką Zofią na poważnie to interesował się malarstwem. Potem te zainteresowania zgodnie szły w parze. Okuń odziedziczył po rodzicach (jego ojciec zmarł jak Edward miał 5 lat) spory majątek. Mógł wybierać szkoły i nie martwić się o przyszłość – miał komfortowy start.

Najpierw uczył się w Warszawie w szkole u Wojciecha Gersona, potem pojechał do Krakowa. W 1893 roku do Monachium, a rok później do Paryża. Niespecjalnie podobało mu się w tych szkołach, miejscach i środowiskach artystycznych. On szybko się nudził, chciał zawsze czegoś innego, czegoś więcej niż to co oferowali profesorowie. A Paryż? Paryż go mocno rozczarował, nie ciągnęło go do tej nowej sztuki, do tych rewolucji artystycznych. Ani do sztuki Gauguina, ani Matisse’a. Wrócił więc do domu.

W domu zajął się załatwianiem spraw majątkowych i pewnie przygotowywaniem do kolejnej podróży. I wtedy niespodziewanie coś pomiędzy nim a kuzynką Zofią zaiskrzyło. Chociaż właściwie to to nie mogła być iskra, tylko ogień. Bo dla małej iskierki nie robiliby tyle zachodu. Bo żeby się pobrać potrzebowali dyspensy, tak to po prostu działa jak pokrewieństwo jest bardzo bliskie, jak było u nich. Poprosili, poczekali i się udało. Pobrali się w 1896 roku i razem wyjechali do Monachium. Bo to tam Edward postanowił się uczyć, ostatecznie miał 24 lata.

Edward i Zofia poznawali razem miasto, chodzili na wystawy. A w tym czasie w Monachium było co oglądać. Na jednej z takich wystaw Okuń miał okazję przyjrzeć się malarstwu prerafaelitów. I to spotkanie ze sztuką Anglików, Rossettiego i Burne-Jonesa zostało z nim na bardzo długo. Bardzo mu się spodobała ta estetyka silnie nawiązująca do włoskiego renesansu. Realistyczne przedstawienia, ale bardzo dekoracyjne, zawsze z przekazem. To było coś, to było to. To go zafascynowało. I ta fascynacja Okunia, oprócz tego że wracała wielokrotnie w jego pracy, okazałą się być zwiastunem kolejnego celu podroży małżeństwa Okuniów. W 1898 roku pożegnali piękne, ale pogodowo pewnie kapryśne i pochmurne Monachium i wyjechali do Włoch.

Prace Dante Gabriela Rossettiego i Edwarda Burne-Jonesa

Najpierw na Capri, a potem już na dłużej do Rzymu. I chyba im się tam podobało, bo zostali we Włoszech 20 lat. Czy ktoś im się dziwi? Ja na pewno nie.

Będąc we Włoszech sporo wyjeżdżali z Rzymu, do Sorento, do Amalfi, w okolice Neapolu. Często bywali też, szczególnie w letnich miesiącach, w Anticoli Corrado to jest niewielkie miasteczko bardzo blisko Rzymu, w głębi tego włoskiego buta. Niewielkie ale stare, kamienne i bardzo malownicze. Także przez to, że część budynków położona jest na zboczu i one są spiętrzone i wyglądają jakby same były skałami. Jak to dokładnie wygląda możemy zobaczyć na obrazach Okunia. Bo wielokrotnie malował krajobraz Anticoli Corrado. On jest na przykład ważną częścią portretu Okunia, oczywiście z Zofią, który znajduje się w zbiorach Muzeum Mazowieckiego w Płocku (opowiadałam o nim w 39. odcinku podcastu). Obraz jest bardzo ciekawy, fotograficznie skadrowany, Edward i Zofia są w strojach renesansowych, w tle miasto.

Edward Okuń, "Autoportret z żoną na tle Anticoli Corrado", 1900 r., Muzeum Mazowieckie w Płocku

A jak wyglądała włoska codzienność Okuniów? Najwięcej czasu spędzali w willi Strohl Fern, to jest bardzo artystyczne miejsce. Swoje pracownie mieli tu przeróżni artyści, rzeźbiarze malarze. Bywał tu np. Rilke. Samą willę i jej otoczeni czyli pracownie i ogromny ogród, w którym podobno były cementowe drzewa, fałszywe groty i mnóstwo przedziwnych akcentów. Tą całą posiadłość stworzył w latach 70. XIX wieku Alfred Strohl. A wszystko to zrobił w bezpośrednim sąsiedztwie Villi Borghese. Patrząc na mapę ma się wrażenie, że tereny tych willi przechodzą jeden w drugi, to jest tak blisko.

No więc to tutaj w pracowni na terenie Villi Strohl Fern, właściwie w samym centrum Rzymu, swoje obrazy malował Edward Okuń. Bardzo możliwe, że ten piękny portret Zofii z Muzeum Narodowego w Warszawie powstał właśnie w ogrodzie tej willi. Data się zgadza Okuniowie byli wtedy we Włoszech od 6 lat.

Patrzę teraz na to co jest teraz za Zofią na tym obrazie, na ciemne drzewa, które nie kojarzą mi się z Włochami. Ale to może być ten przedziwny ogród stworzony przez Strohla. Ale może to być baśniowy ogród wymyślony przez Okunia. I właśnie baśniowy, a nie bajeczny, bo te drzewa mają w sobie coś takiego niepokojącego, jakąś tajemnicę, może nawet trochę grozy. Ten ogród jest bardzo nieoczywisty, czyli bardzo okuniowy.

Innym miejscem, w którym z dużym prawdopodobieństwem można było spotkać Okuniów kiedy przebywali w Rzymie była kawiarnia. Oczywiście jeśli Włochy to kawiarnia ! Ale nie taka zwykła, tylko najstarsza kawiarnia w mieście. Cafe Greco na Via dei Condotti, czyli właściwie u stóp schodów hiszpańskich. W tym miejscu kawiarnia jest od 1760 roku, aż do dziś. Bardzo ekskluzywny adres – teraz z jednej strony jest Gucci, z drugiej Prada. A pomiędzy nimi Cafe Greco.

Cafe Greco i ulica Via dei Condotti współcześnie

Z willi Strohl to taki nie za szybki półgodzinny spacer, przyjemny, bo po drodze można sobie zerknąć na barokowe, bliźniacze kościoły Santa Maria dei Miracoli i Santa Maria in Monte Santo, kościoły na Plazza del Popolo. Potem spacerkiem kilka minut do Piazza di Spagna, po lewej mijamy fontannę Berninich ojca i syna, w kształcie tonącej łodzi, która przypomina o powodzi z końca XVI wieku i schody hiszpańskie. Tu skręcamy w prawo i pod numerem 86 Cafe Greco.

W Cafe Greco byli chyba wszyscy. Znani kompozytorzy, filozofowie, pisarze, artyści. Lista ciągnie się w nieskończoność, z Polaków wymienię tylko Mickiewicza, Sienkiewicza, Słowackiego i braci Gierymskich. Mam takie wrażenie, że kto był w Rzymie przychodził tutaj żeby napić się kawy i nie tylko kawy. Edward i Zofia byli stałymi bywalcami Cafe Greco. Zresztą świetnie się odnaleźli w tym rzymskim środowisku. Edward był dodatkowo wolnomularzem, aktywnym członkiem loży Polonia i to też zajmowało sporą część jego, ich życia. Cały czas też oboje utrzymywali kontakty nie tylko z polonią we Włoszech, ale też z tymi którzy byli na miejscu.

Prace Edwarda były regularnie wystawianie w Warszawie, współpracował też z czasopismem „Chimera”, tworzył dla nich ilustracje. Pewnie oboje tęsknili za Polską, mimo że byli we Włoszech to byli blisko Polski. Gdyby tak nie było to pewnie nie wróciliby do Polski po tylu dobrych towarzysko i twórczo latach do Polsku. A wrócili!

Edward Okuń, Portret własny w stroju hiszpańskim, 1911 r., źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie

W 1921 roku i zostali na zawsze. Zamieszkali w kamienicy przy samym Starym Rynku w Warszawie pod numerem 12. Kupili ją , wyremontowali. A Okuń dodatkowo udekorował elewację. Niestety ta dekoracja, jak większość kamienicy, a także jego prace, które przechowywał w piwnicy, w magazynie nie przetrwały II wojny. Nie przeżył jej też Edward Okuń, chociaż był naprawdę blisko.

Aż do momentu powstania warszawskiego mieszkali w swojej kamienicy przy rynku, dopiero kiedy zrobiło się naprawdę niebezpiecznie zdecydowali się na przeprowadzkę. Padło na Skierniewice.  I to właśnie tam 17 stycznia, w dzień który uznaje się za datę wyzwolenia Warszawy. Edward Okuń został zastrzelony idąc ulicą. Okropny chichot losu, bo tak naprawdę było już po wojnie.

Żeby tak tragicznie nie kończyć tego odcinka, odsyłam Was do portretu Zofii, do momentu kiedy byli oboje szczęśliwi, pod gorącym włoskim słońcem, od którego Zofię chroni piękny kapelusz ozdobionym pięknymi kwiatami zawiązanym pod brodą piękną tiulową kokardą. I mamy piękny koniec.